[Chorus: All, Brian & AJ] Don't leave me 'cause you need me I never wanna be without you (I don't want you leaving) Don't leave me 'cause you need me (Don't you leave) I never wanna be without you Gdy dowiedziałam się, że Syriusz został Strażnikiem Tajemnicy Lily i Jamesa, przeraziłam się. Miałam ochotę spotkać się z nim, ale to nie był najlepszy pomysł. Nie mogłam od tak ładować się z buciorami w jego życie, ale… musiałam się upewnić, że wszystko z nim dobrze. Szykowałam się właśnie do Lily, dlatego miałam zamiar podpytać o wszystko przyjaciółkę. Miałam nadzieję, że pomoże mi poznać odpowiedzi. Od spotkania z Regulusem minął miesiąc, długi miesiąc. Miałam ogromny mętlik w głowie, ale to, co powiedział mężczyzna na temat tego, że muszę odnaleźć samą siebie, uderzyło na mnie jak grom z jasnego nieba i pozwoliło uświadomić, że prawdą jest to, iż od szkoły, kiedy tylko zaczęłam interesować się chłopakami, a oni mną, zawsze kogoś miałam. Zawsze, a przerwy między związkami nie trwały długo. Uzależniłam się od towarzystwa mężczyzn i po drodze zatraciłam samą siebie. Nie wiem kim tak naprawdę jestem, bo całe życie próbuje dopasować się do wzorca mojej aktualnej miłości, co powodowało, że przestałam się rozwijać. Miałam plany, miałam marzenia, ale gdzieś po drodze… poświęciłam większość część życia na to, by być z facetem. Każda moja znajomość była emocjonalna i trudna, a co jeśli wcale nie musiało tak być, bo wystarczy być po prostu sama ze sobą? To był mój cel i dziękowałam Regulusowi, że właśnie on naprowadził mnie na tą drogę. Zrozumiałam, że miłość, jaką do niego żywię, jest inna, niż reszta. Jest moim prawdziwym przyjacielem i ta wiedza uszczęśliwiała mnie, po prostu. Jeszcze wiele pracy przede mną, ale ważne są pierwsze kroki, a ja właśnie czuję, że potrafię je zrobić. Przed wizytą u Lily i Jamesa, poczułam wewnętrzną potrzebę, by odwiedzić grób Angusa i Marleny oraz ich nienarodzonego dzidziusia. Nadal, gdy myślałam o tym, co spotkało moich przyjaciół, chciało mi się wymiotować. Choć prawda jest taka, że od dłuższego czasu mam ochotę zwrócić wszystko, co tylko zjem. Przestałam nawet pić, bo po tym również czułam się jeszcze gorzej. Uważałam, że ostatnio mam tyle stresu, że to dość normalne. Deportowałam się przy wejściu na cmentarz Highgate, uważnie się rozglądając. Wiedziałam, że było to wysoce niebezpieczne, ale nie mogłam pozwolić, by przez to, grób moich przyjaciół nie posiadał chociaż jednej lampki. Potrzebowałam się wyciszyć i porozmawiać z nimi, wewnętrznie. Weszłam na cmentarz przez duży łuk i skierowałam swoje kroki w miejsce, gdzie pochowani są moi przyjaciele. Miałam nadzieję, że Lily nie będzie się zbytnio denerwować tym, że trochę się spóźnię. Doszłam na miejsce i usiadłam na małej kamiennej ławeczce, wpatrując się w napis na pomniku. Kąciki oczy piekły mnie, ale postanowiłam nie uronić żadnej łzy. Nie mogłam się poddać, bo moi przyjaciele na pewno by tego nie chcieli. Już słyszę słowa Leny, która gani mnie i każe wziąć się w garść. Zawsze potrafiła wszystkich postawić do pionu i to w niej uwielbiałam. Była niczym nasz anioł stróż i mam wrażenie, że nadal nim jest. –– Mam nadzieję, że jesteście szczęśliwi, tam… po drugiej stronie –– szepnęłam cicho i uśmiechnęłam się sama do siebie. –– Nie sądzę. Nie ruszaj się. –– Usłyszałam głos za sobą, a moja dłoń powędrowała w stronę różdżki. –– Powiedziałam, żebyś się nie ruszała –– warknęła kobieta, a ja lekko odwróciłam się i dostrzegłam, że celuje we mnie różdżką. –– Wszyscy mówili, że nikt się tutaj nie pojawi, a ja wiedziałam, że tak głupia czarownica jak ty, prędzej czy później rozwieje moje wątpliwości. –– Zacisnęłam mocniej szczęki, gdy zdałam sobie sprawę, że pod kapturem chowa się sama Bellatrix. –– Widzę, że bycie pieskiem na posyłki bardzo ci pasuje –– warknęłam do czarnowłosej, która po chwili zrzuciła z siebie kaptur i obrzuciła mnie nienawistnym spojrzeniem. –– Ciekawe, czy będziesz taka pyskata, jak… Crucio! –– Upadłam. Krzyknęłam, rażona bólem, a paznokcie wbijałam w mokrą ziemię. Próbowałam dosięgnąć swojej różdżki, jednak ból był tak silny i obezwładniający, nie mogłam zmusić ciała do ruchu. –– Syriusz Black. Podaj mi jego lokalizację –– warknęła, podchodząc do mnie i przerywając na chwilę zaklęcie. –– Pieprz się –– rzuciłam, próbując wstać. –– Zła odpowiedź. Crucio! –– Ponownie upadłam. Wygięłam się w łuk, krzycząc. –– Zabije cię, Meadowes. Masz moje słowo –– zasyczała. –– Kto, jak nie ty, może wiedzieć, gdzie on jest?! –– Postawiła nogę na moich plecach. Sapnęłam ciężko, czując ciężar kobiety. –– Jesteś żałosna myśląc, że to mnie przekona, bym ci powiedziała cokolwiek na temat Syriusza –– wychrypiałam i poczułam większy ciężar na swoim ciele. –– Nie ma czegoś takiego jak miłość, Meadowes –– powiedziała Lestrange i schyliła się w moją stronę. –– Jest tylko władza i potęga. Potęga Czarnego Pana. –– Ból chwilowo zelżał, a ja wiedziałam, że lepszej szansy nie będę miała. Dosięgnęłam swojej różdżki i wycelowałam w czarnowłosą. –– Drętwota! –– Protego! Przeturlałam się i resztkami sił wstałam, wyciągając różdżkę przed siebie. Wpatrywałam się w twarz kobiety, której szczerze nienawidziłam Oddychałam ciężko, a z lewego ramienia sączyła się krew. Chwilę później kobieta znów zaatakowała. Udało mi się odeprzeć atak, ale wiedziałam, że jestem słaba. Lestrange rzuciła zaklęciem, a ja w mgnieniu oka schowałam się za nagrobkiem. Szukałam wyjścia z tej sytuacji, a jedne o czym teraz myślałam, to ostrzeżenie Syriusza. Musiałam się stąd wydostać. –– Confringo! –– krzyknęłam i wycelowałam w ławkę, obok której stała czarnowłosa. Eksplozja nie była duża, ale na tyle efektywna, że Bellatrix upadła na ziemię. Zaczęłam biec w stronę wyjścia, nie zwracając uwagi na ból, który ciągle nie opuszczał mojego ciała. Dostrzegłam, że Lestrange biegnie za mną, słysząc jej stukot obcasów. Skręciłam w prawo w momencie, gdy zaklęcie świsnęło mi obok głowy, raniąc policzek. Zacisnęłam mocniej szczęki i skupiłam się maksymalnie, by jak najszybciej dostać się do wyjścia. Tam będę mogła się deportować. Zatrzymałam się raptownie i wycelowałam prosto w Bellatrix –– Expulso! –– Kobietę odepchnęło do tyłu. Runęła na nagrobki, łamiąc je, a w tym miejscu powstała chmara kurzu. To była moja szansa. Wybiegłam za cmentarz i resztkami sił deportowałam się w parku, tuż przy posiadłości Potterów. Upadłam na kolana, wykończona. Zaklęcie Cruciatusa dawało mi się we znaki. Przejechałam dłonią po policzku, uświadamiając sobie, że z niego również sączy się krew. Resztkami sił skierowałam się do domu Lily i Jamesa. Nie zdążyłam podejść do drzwi, gdy te otwarły się na oscież, a z nich wyleciała rudowłosa kobieta. –– Dorcas! –– krzyknęła, podbiegając do mnie. –– Na Merlina… Co się stało? Wiedziałam, że coś jest nie tak… Czekaliśmy, a ciebie wciąż nie było… –– Lily zarzuciła moją rękę na swoje ramię i pomogła mi utrzymać równowagę. –– Lil, wejdźmy do środka –– wychrypiałam, osłabiona. Weszłyśmy do mieszkania, kierując się w stronę salonu. Domyślałam się, że wyglądam nędznie, mimo to nie spodziewałam się, że w salonie Potterów będzie również Remus Lupin i On. Syriusz Black. James widząc mnie w takim stanie, podbiegł szybko, pomagając Lily. –– W porządku, dam radę –– powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko do niego. Syriusz pokonał odległość, która nas dzieliła i stanął przede mną, wpatrując się we mnie opiekuńczym wzrokiem. Spojrzałam na niego, uświadamiając sobie, jak bardzo za nim tęsknię. Jednak nie to było teraz najważniejsze. –– Syriuszu, szukają cię… –– zaczęłam, wpadając lekko w panikę. –– Musisz się ukryć… –– syknęłam z bólu i złapałam się za obolałe ramię. –– Powinieneś zostać u Lily i Jamesa, albo… –– Dor, spokojnie –– powiedział ciepło, nie spuszczając ze mnie wzroku. –– Poradzę sobie, nie musisz się niczym przejmować –– mówił, uspokajając mnie. –– Przepraszam, nie powinnam się wtrącać… –– mruknęłam. Dlaczego miał mnie słuchać? Nie miałam prawa ingerować w jego życie. –– Nie przepraszaj –– rzekł poważnie. –– Dziękuję za troskę. Kilka minut później zasiedliśmy wszyscy w salonie, a Lily opatrzyła mi moje rany. Ciało nadal mnie bolało, ale ból powoli ustępował. Rudowłosa przygotowała nam gorące napoje, a ja odpowiedziałam w skrócie moje spotkanie z Bellatrix. –– Wyjątkowo się na ciebie uparła. –– Skrzywił się Remus, słuchając mojej historii. –– Mimo to zdajesz sobie sprawę, jakie było nieodpowiedzialne odwiedzenie tego miejsca samemu? –– Spojrzał na mnie karcąco, a ja prychnęłam. –– I kto to mówi, Remusie –– skomentowałam. Mężczyzna zmieszał się, ale nie odpowiedział. Nie zdawał sobie sprawy, że wiem o jego nocnych eskapadach na grób Leny i Angusa. Domyśliłam się tego od razu, gdy tylko zobaczyłam sasanki na pomniku naszych przyjaciół. Lupin zawsze miał słabość do tych kwiatów. –– To tam znikasz nocami –– mruknął Syriusz w stronę przyjaciela, który uśmiechnął się przepraszająco. Nagle z góry usłyszeliśmy płacz Harry’ego. Lily przeprosiła nas i pognała do synka. Zrobiło mi się niedobrze, ale tym razem na poważnie. Wstałam raptownie i popędziłam do łazienki, zamykając się. Zwymiotowałam, po czym stanęłam naprzeciwko umywalki, próbując doprowadzić się do porządku. –– Hej, wszystko w porządku? –– Usłyszałam zmartwiony głos Jamesa, stojącego obok drzwi. –– Tak… –– odpowiedziałam słabo. –– To był ciężki dzień. Dotknęłam swojego brzucha i słowo daję, że poczułam, jakby coś się w nim poruszyło. Zszokowana wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze, nie wierząc, że wcześniej nie doszłam do takich wniosków. Co jeśli…? O. Mój. Boże. Przysięgam, że ponownie coś się we mnie poruszyło. Dotknęłam swojego brzucha łagodnie, próbując wyczuć najmniejszą anomalię. Poczułam lekkie kopnięcie. Jestem w ciąży. * Dorcas strasznie dziwnie się zachowywała, choć byłem dumny z powodu dojrzałości nas obojga i rozmowy, jaką przeprowadziliśmy między sobą. Trzymałem się na dystans, choć w środku, miałem ochotę porwać ją w ramiona i pozwolić, by znalazła w nich ukojenie. Zrezygnowałem z tego pomysłu już wtedy, gdy tylko o nim pomyślałem. Zdawałem sobie sprawę, że nie będzie łatwo mi jej zobaczyć, ale moje uczucia względem tej kobiety nadal były tak silne, że miałam wrażenie, iż mogą strawić mnie od środka. Gdy wyszła z łazienki, była nieobecna i widziałem, że myśli o czymś zawzięcie. Wcale się nie dziwiłem, bo dziewczyna dużo dzisiaj przeszła. Bellatrix jak zwykle władowała się w nasze życie, próbując je zniszczyć. Cieszyłem się, że brązowowłosa jest tak utalentowaną czarownicą, bo dzięki temu żyje. Mimo licznych protestów ze strony wszystkich, Meadowes postanowiła wrócić do domu. Stwierdziła, że przyda jej się odpoczynek. Lily nie pozwoliła jej wracać samej, dlatego Rogacz zaoferował swoją pomoc. Pożegnała się, nadal wyobcowana i razem z Potterem zniknęli za rogiem. Wróciłem do mieszkania przyjaciół, rozkojarzony i również zacząłem intensywnie myśleć. Skoro tak zależy Śmierciożercą na mojej śmierci, musiałem rzeczywiście zastanowić się nad krokami, jakie dalej poczynić. –– Nie wyglądasz zbyt dobrze. –– Spojrzałem z ukosa na Lunatyka, unosząc brwi do góry. –– Myślałem, że rzucanie komplementami to moja działka –– skomentowałem, a przyjaciel roześmiał się. –– Widzę, jak na nią patrzysz –– odbił pałeczkę. Westchnąłem, odwracając się do mężczyzny. –– Dobrze, że chociaż wzrok masz zdrowy –– mruknąłem, wywracając oczami. –– Tak, to wilcza cecha, zapewne jedyna pozytywna. –– Wykrzywił usta w uśmiechu, a ja pokręciłem głową. Godzinę później wrócił James. Zaproponował, byśmy wraz z Remusem zostali u niego, ale oboje odmówiliśmy i wróciliśmy do mieszkania Lunatyka. Wcześnie się położyliśmy, jednak nie mogłem spać. Przewracałem się z boku na bok, wiercąc, aż w końcu podszedłem do okna i uchyliłem je na oścież. Miałem nadzieję, że świeże powietrze dobrze mi zrobi. Zamiast tego, wpatrywałem się zszokowany w mężczyznę, stojącego nieopodal. Nie miałem przy sobie różdżki, więc moje szanse były nikłe. W pewnym momencie mężczyzna wyszedł z cienia, a ja rozpoznałem mojego młodszego brata. Skrzywiłem się, widząc go. Był ostatnią osobą, którą spodziewałem się tutaj zastać. –– Jesteś poszukiwany przez wszystkich Śmierciożerców oraz Sam-Wiesz-Kogo, a twoja arogancja i olewczość nadal plusują się na wysokim miejscu –– powiedział, a ja prychnąłem w odpowiedzi. –– Jak mnie tu znalazłeś? –– zapytałem, czując wewnętrzną irytację. –– To było banalnie proste –– wywyższył się. –– Radzę ci zmienić miejsce zamieszkania. –– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. –– Nie widzę takiej potrzeby. Umilkł. Zazgrzytałem zębami, gdy kolejna fala irytacji przeszła przez moje ciało. Miałem zamiar kazać mu się wynosić, ale czarnowłosy jakby nigdy nic wspiął się i przeszedł przez okno, stając naprzeciwko mnie. –– Jak mogłeś ją zostawić? –– warknął w moją stronę i miałem wrażenie, że jego wzrok może rzucać piorunami. –– Nie wtrącaj się w coś, o czym nie masz bladego pojęcia –– odwarknąłem, czując, jak tracę nad sobą panowanie. –– Chyba jednak trochę mam. –– Uśmiechnął się kpiąco. –– Cały czas zwodzisz ją na prawo i lewo. Uważasz, że to jest w porządku? –– Uniosłem brwi dumny, bo dostrzegłem chwilę zawahania w oczach brata. –– Kocham ją –– odparł pewnie. –– A ty potrafisz zostawić ją w spokoju? –– Poczułem ukłucie. –– Zrobiłem to, trzy miesiące temu. –– Przyszła do mnie w tamtym miesiącu –– wtrącił. Zacisnąłem dłoń w pięść, nie wiedząc do czego prowadzi ta rozmowa. –– Oszczędzę ci szczegółów… –– powiedział znacząco. Ostatkiem sił powstrzymywałem się, by go nie uderzyć. W sumie, to dlaczego nie? –– Mam wrażenie, że wraz z twoim odejściem, utraciła część siebie –– dodał, a ja zamarłem. –– Nigdy nie będziemy razem, bracie, choć bardzo żałuję, że nie spotkałem jej w innym życiu. Dorcas po raz pierwszy od długiego czasu została sama i jestem pewny, że dobrze jej to zrobi, ale w pewnym momencie będzie potrzebowała wsparcia. Będzie potrzebowała ciebie –– tłumaczył, a ja nie miałem pojęcia, dlaczego młodszy Black mówi mi to wszystko. –– Zostało mi niewiele czasu. –– Co oznacza „niewiele”? –– doprecyzowałem. –– Góra tydzień, dwa. Misja, która została mi do wykonania, będzie moją ostatnią. –– Poważny ton głosu zmusił mnie do przemyśleń i nie wiedziałem czemu, ale poczułem nutkę… współczucia. –– Po co mi o tym mówisz? –– Spojrzałem w szare oczy brata, identyczne jak moje własne. –– Chciałem się pożegnać. –– Ponownie zamarłem. Ten mężczyzna tak bardzo mnie zaskakiwał, że zastanawiałem się, skąd on się tak naprawdę urwał. Nie był podobny do nikogo z naszej rodziny, ryzykował wszystko, będąc podwójnym agentem, a teraz jak gdyby nigdy nic, przychodzi do mnie w nocy i się żegna. Blackowie to popieprzona rodzina. Pokręciłem głową, nie odpowiadając. Chwilę później złapałem się za skronie, myśląc może, że to sen, z którego zaraz się obudzę. Nie podziałało. –– Wiem, że jest między nami wiele złości, żalu i niedopowiedzeń –– zaczął. –– Mimo to na zawsze pozostaniesz moim starszym bratem. –– Wyciągnął rękę w moją stronę. Ująłem ją po chwili nie wiedząc kiedy, znajdowaliśmy się w uścisku, a ja poczułem się, jakbym ponownie miał dziesięć lat i bawił się ze swoim młodszym braciszkiem. Byliśmy bardzo blisko, do czasu. –– Powodzenia. –– Czarnowłosy pokiwał głową, po czym wyskoczył przez okno i zniknął w lesie. Wpatrywałem się w to miejsce, nadal nie rozumiejąc, co się właściwie stało. Jeśli to prawda i Regulus miał zginąć, oznacza to, że stracimy swojego szpiega w armii Voldemorta. Miałem nadzieję, że Dumbledore jest na to wszystko przygotowany, bo tak naprawdę to w nim pokładaliśmy największą nadzieję. Ponownie nie mogłem zasnąć. Postanowiłem pojeździć po okolicy na moim starym motocyklu, by zebrać trochę myśli i miałem nadzieję, że pozwoli mi to na oczyszczenie własnej głowy. Wiedziałem, że nie zasnę tej nocy, dlatego myślałem, że dobrym rozwiązaniem będą odwiedziny mojego przyjaciela, Glizdogona. Ostatnio Peter w ogóle się do nas nie odzywał, dlatego wolałem się upewnić, czy wszystko z nim w porządku. W domu nie paliło się żadne światło. Pukałem parę razy, jednak nikt mi nie odpowiadał. Użyłem zaklęcia, by zostać się do środka i przeszedłem przez wszystkie pokoje, by na pewno sprawdzić, czy go tutaj nie ma. Pomieszczenia był puste i wyglądały, jakby od dawna były nieużywane. Lęk sparaliżował moje ciało. Nie zastanawiając się długo, pognałem do mojego motocykla i obrałem kurs do Doliny Godryka. Obawiałem się, że Peter może być w niebezpieczeństwie, a jeśli on to i moi przyjaciele, James, Lily i mój chrześniak, Harry. Od Autorki: Hej, hej, hej! Tak, to znowu ja. Zbliżamy się do końcówki. Co myślicie? Pozdrawiam ;* Jacek Podsiadło and Brulion · See more » Czesław Miłosz. Czesław Miłosz (30 June 1911 – 14 August 2004) was a Polish poet, prose writer, translator and diplomat. New!!: Jacek Podsiadło and Czesław Miłosz · See more » Frank O'Hara. Francis Russell "Frank" O'Hara (March 27, 1926 – July 25, 1966) was an American writer, poet and Dziś na Salonie prawdziwy ekskluziw - autor, którego przedstawiać nie trzeba - Jacek dodatku autor z zasady niepublikujący w internecie. Jego pojawienie się w prezentacjach salonowych, to wynik (uwaga autoreklama!) wyjątkowej uporczywości tudzież uroku osobistego redaktora działu "Tworczość". Mamy więc zupełnie autorski wybór wierszy wraz z odautorską fotografią. Cytując Jacka: "to tutaj, w gimnastycznej sali swe dupsko znów z rozumem scali. i tak odzyska człowieczeństwo. Poetów będą zapraszali.", zapraszam do lektury. Paweł Podlipniak Jacek Podsiadło, ur. 7 lutego 1964 w Szewnie k. Ostrowca Świętokrzyskiego, poeta, prozaik, tłumacz, dziennikarz, felietonista, pacyfista, radiowiec. Przez pewien czas pracował w ostrowieckiej Hucie im. Marcelego Nowotki. Gdy zrezygnował z pracy, włóczył się przez pięć lat po Polsce. Pierwsze sukcesy literackie odnosił jeszcze w czasie, gdy nie miał stałego adresu. Poeta, wspominając tamten okres, mówił: „Chodzi o to, że jak człowiek jest włóczykijem, to każdy dzień i każda noc same w sobie są przygodą. A jak zdarzy się okazja znaleźć sto złotych albo zebrać w ryło, to już bonus od niebios”. W latach osiemdziesiątych Jacek Podsiadło współpracował z pacyfistycznym i ekologicznym ruchem „Wolność i Pokój”. Był autorem felietonów, które ukazywały się na łamach „Tygodnika Powszechnego” w latach 2000–2005. W 2006 roku teksty te zostały zebrane i opublikowane przez wydawnictwo Znak. Jacek Podsiadło jest laureatem nagród i konkursów literackich, m. in. nagrody im. Georga Trakla (1994) i Nagrody Kościelskich (1998). W 2006 roku jego książka poetycka Kra uzyskała nominację do Nagrody Nike. Poezję autora tłumaczono na większość języków 1993 do 2008 roku prowadził audycję "Studnia" w Radiu Opole. Od 2009 roku prowadzi własne Domowe Radio "Studnia" w internecie. Książki: Nieszczęście doskonałe, Toruń, Toruńskie Towarzystwo Kultury, 1987. W lunaparkach smutny, w lupanarach śmieszny, Warszawa, Staromiejski Dom Kultury, 1990. Wiersze wybrane 1985-1990, Warszawa-Kraków, bruLion, 1992. Arytmia, Warszawa, bruLion 1993. Dobra ziemia dla murarzy, Warszawa, Tikkum, 1994. Języki ognia, Warszawa-Kraków, bruLion, 1994. The all the whales I'd love before, Białystok, Kartki, 1996. Niczyje, boskie, Warszawa, bruLion, 1998. Wiersze zebrane, Warszawa, Lampa i Iskra Boża, 1998. Wychwyt Grahama, Warszawa, Lampa i Iskra Boża, 1999. Cisówka. Wiersze. Opowiadania, Biblioteka "Kartek", Białystok 1999. I ja pobiegłem w tę mgłę, Kraków, Znak, 2000. Kra, Kraków, Znak, 2005. A mój syn...Wybór felietonów, Kraków, Znak, 2006. Pippi, dziwne dziecko, Warszawa, Hokus-Pokus Marta Lipczyńska, 2006. Życie, a zwłaszcza śmierć Angeliki de Sancé, Kraków, Znak, 2008. Trzy domy, Jacek Santorski & Co, Warszawa 2009. Czerwona kartka dla Sprężyny, Nasza Księgarnia, Warszawa 2009. Pod światło, Bez napiwku, self publishing, Opole 2011/2013. WIERSZ ZALECANY PRZEZ MINISTERSTWO EDUKACJI DO UŻYTKU SZKOLNEGO Grdyka, pała, dziecię lina, jakaś, kurwa, cicciolinawdziała barokowy rajtuz i z walącej się katedrywraża w cudze wiersze paluch, którym zwykle dłubie w ni chuja nie rozumie, nic nie umie, świat zna tylkoz widokówek, a chce uczyćmłodość skutą w dyby ławek, w których lakierwżarł się smutek. Nie słuchajcie. jest daleko stąd. Póki słońce, tańce, haszysz,swada dada, nie zbiór zadań – pies zbiór lektur bez efektu dymał w zad. W sado-masochistycznym trudzie, ledwo się tylko zacznie maj,egzaminują, molestują, przymus ich kręci, impotenci,onanizują się ojczyzną, co drugie słowo krzyczą kraji punkt od ósmej wam haftują smutne oczy rudą jeszcze tamci, ich alianci, którym dogadza tylko władza,pieniędzmi waszych ojców płacą alfonsie pensje tym na dole,nadzorcom waszych snów i uczuć. Ja pierdolę,znów wycierają świętościami te starczo poślinione ryje,znów karły starły się z orłami i znów fechtują dół z wapnem zawsze w końcu. Tych wybieli, tych co stoi u początku to biel krwi i czerwień spermy. Polityczni samojebcy, z ust dymiących fekaliamipłynie pieśń we wszystkich barwach szamba, świństw gówno na sztandarach, rzężą służba, prawda, antytezy, wieczny kryzys, plan proroczy,sprawa słuszna, pieniądz czysty a publicystyka mądra,z reklam banku patrzy na mnie bankrut słowa, rekrut kłamstwa,wytrzeszczając, jak to aktor, przekurwione oczy. Prezydent w stadzie kardynałów pływa wśród kału dyrdymałów,który którego, Bóg gdzie mieszka; czasem ktoś zdradzi lub zwariuje,źle się wyrazi, kraj obrazi, zakurzy w lipnym krajobrazie;a gdy ojczyzna się pogniewa, wywleka wtedy z mieszka na wierzchkonstytucyjne swe narządy, sejm, trybunały, senat, sądy;i jeśli tamten zły kurzyniec sto razy klęknie i przeprosi,to tutaj, w gimnastycznej sali swe dupsko znów z rozumem scalii tak odzyska człowieczeństwo. Poetów będą dętą, kiedy święto. Staną u żłoba, bo nad tym wszystkim krzyż i jastrząb, papież lub pielgrzym, albo Ojczyzno moja. Jesteś jak choroba. WIDOK Z HOTELOWEGO OKNA Na mieście kładło się i sadzą. Piórkiem. się w nim jak w grząskim starym truchłem technoi odbijało mu się mijało. Bez rydwany pełne gejów:rozkulbaczonych i ohydnychw skórzanych uzdach, w się, gnąc na mękach tańcaciskali w ciżbę niewypałyulotnych podprogowych nich swe seksualne garby,zepsuty owoc dzikich swobódniosły lesbijki, eksponującniczym arbuzy w święto plonów,wzdęte, wyolbrzymione tymi piesze szły oddziałyi szeregowe już pedaływzbijały sztuczny kurz był wśród stu tysięcy swój nieśmiały transparencik:MY SON IS GAY. Taki nijaki,że sam zacząłem wiwatować,machać ręcznikiem i koszulą,bo rzadko ma się taką pewność,że nic, nikt nas nie dawne czasy. Z rycerzami,wiarą w moc słów i widmem Gejów, Berlin, rocznikTysiąc Dziewięćset Trzydzieści Osiem. 1938 Tysiąc dziewięćset trzydzieści osiem ptaków na jednym dziewięćset trzydzieści osiem słów, które mogły dziewięćset trzydzieści osiem rozdań i pięćset dłoni kapelusz, wysokie czoło, teczka, cudowny sandałów, chodzić pomału, a uczyć się trzeba – Mackiewicz z córką Haliną na Ostrobramskiej w Wilnie. KONFESATA Ale dosyć już o mnie. Mów jak Ty się czujeszz moim bólem - jak boliCiebie Twój Barańczak, WIDOKÓWKA Z TEGO ŚWIATA Spowiadam się Bogu w Jego pierwszej, drugiej i trzeciej osobieliczby pojedynczej i mnogiej, w Jego nijakim, jak sądzę, rodzaju,że przyszedłem na świat w lutym 25 lat temu, poczęty zatem w maju,co łatwo obliczyć (lub sprawdzić, że w tej właśnie porze zmieniającnajczęściej miejsce pobytu zdradzam się z chęcią, by sobieposzukać znowu jakiegoś nowego świata, gdzie może weselej,w ten sposób - z daleka - obchodząc kolejną rocznicę niewielemnie już obchodzącą).Gorącospowiadam się Bogu w Jego pierwszej, drugiej i trzeciej osobie,owemu JA, owemu TY, owemu ON, ONA, ONO,że przechodziłem przez jezdnię w miejscach, gdzie tego zabroniono,że czasem czas schodził mi na niczym, że w butach wchodziłem na łononatury, że nachodziły mnie kryzysy i odeszło ode mnie kilka kobiet,że przechodziłem ospę i że schodziłem kilkadziesiąt par butów,że gdy odchodziła mnie chęć, by żyć, szedłem w las korzystając ze skrótówprzez łany się Bogu w Jego pierwszej, drugiej i trzeciej osobie,gdy pierwsza jest głucha, druga niema a trzeciej także nie ma,że nie umiem grać w brydża i nie odróżniam szlemika od szlema,że grać w ogóle nie umiem, gier nie odróżniam od gierek, bo schematten sam węszę w jednych i drugich. Że jest we mnie krwi drugi Gierek, że Breżniew, że Żiwkow, Ceausescu i inne Staliny -nie czuli mojego sprzeciwu. Że za to mi - choć się poczuwam do winy -włos z głowy nie się Bogu w Jego pierwszej, drugiej i trzeciej osobie,owemu MY, owemu WY i temu straszliwemu ONI,że nie poszedłem do wojska, że nigdy nie wezmę broni,że do kościoła nie chodzę, niech On mi się pierwszy ukłoni,że czekam na znak jakikolwiek, choć umiem, już umiem żyć z pustką,że będę się modlił wierszami, choć nie wiem do kogo, aż ust ktośnie zatka mi ironiąspowiadam się Bogu w Jego pierwszej, drugiej i trzeciej osobieliczby pojedynczej i mnogiej, w jego nijakim, jak sądzę, rodzaju,że przyszedłem na świat 25 lat temu, a tego co było dalej,choćbym znał wszystkie języki, jakie na świecie tym znają,I don't understand, ich verstehe nicht, nie ponimaju. HENRY KING PISZE A POTEM DRZE NA STRZĘPY LIST DO JOHNA DONNE’A Nie próżno śmierć się pyszni, bo sen nie stanowicałego jej rodzeństwa. Przyjrzyj się stanowistuporu, abulii, starczemu otępieniu,stracie czucia z bólu. Kto mówi o tępieniuśmierci nieśmiertelnością, ten przeczeniu – przeczy.„Nie nie żyć” i „być żywym” to dwie różne najjawniej wygrywa z życiem swoje starcieśmierć, gdy zdmuchuje świeczkę życia już na starcie,gdy w bawialni hasają krasnale żałobyi zbladłe arlekiny... Raz należałobyoddać zwłoki bez zwłoki, bez drgnięcia powieki,bo w rajskim archangielsku mieszkać ma po wiekito martwe żywe srebro, wśród skrzydeł, glorii, czekaj pieśni, gdy niosę stolarzowi pień. BROTHER DEATH BLUES Tomkowi Różyckiemu 1. Spinka To jest ta annałach można ją zapisać jako noc po dniu, kiedy nie pojechaliśmy do Wrocławia czytać[wierszy melancholijnym kreaturom w zawiei anielskich że będą jakieś annały?Albo, że były jakieś anioły w tym nierozumiejącym Wrocławiu?To jest ta noc, kiedy sposobisz do ziemi ciało swojego Ojca, a ja siedzę przy winie z Anną Marią[i Ivanemi moja siostra dzwoni z wiadomością o śmierci się na prądzie i wielu sztukach, których ja nigdy nie potrafiłem opanować dwojgiemlewych rąk,a jednak coś sknocił ulepszając system ogrzewania szoferki swej Gliwic jechał pewnie całą noc, a potem długo czekał w kolejce do załadunku grudzień, więc włączył to sprytne ogrzewanie i zdrzemnął nam ci, co nas nosili na rękach, karmili słodyczami i stawali w naszej obronie, a potem[samitruchleli zdziwieni, że oto nie mają już sił dowlec się do toalety lub telefonu, ci, co nas uczylirobić wybuchy z karbidu i bić się z silniejszymi, a potem przegrywali z byle czym i wstydzili się,że żyją. Nie wychodzi mi płacz, więc opłakuję ichsłuchając Ginsberga i żałobnych pieśni z Sardynii i patrząc, jak Dawcio i Janekładują na przyczepę niebieskiej ciężarówki spinkę do koszuli, którą dostaliśmy z Iząod nawiedzonego Litwina na Zarzeczu, i sposobiąc się do włożenia przebrania św. Mikołajatak, żeby mój syn jeszcze raz nie poznał, czytam list od niego do tego wymyślonego: „Kochany[Mikołaju,niech nie dostanę ruzgi i zg. ziemniaka, daj te 2 rzeczy Patr. i Jark. Byłem grzeczny, prawda?”Ivan mówi, że możemy się pomodlić. „Ale janie umiem”. „Twój brat jest już w niebie”. Wyobraźnia nie słucha mnie, widzę go raczejporzuconego gdzieś w czyśćcu obok hałdy grzesznego węgla. I co on by robił w niebie,gdzie nie ma już nic do naprawienia. Przyklejam sobie przed lustrembrodę z waty i widzę, że to ja. „Tzeleste tesoro”. To musi być coś niebiańskiego,ale co? Może niebiański jest smutek? Smutni cherubini snują się po smutnych dolinachopiewając w sardyńskim dialekcie śmierć i jej rodzaje. Niech będzie niebieska ta fala,która nas w końcu porywa, nie czerwona, nie czarna. I niech przychodzi we śnie,jak moc do naszych zamiarów, kobiety jak marzenie, kres długów i wszelkie niedoczekanie. 2. Spoina Najpierw leży w kostnicy. Ludzka rzecz:kładę mu rękę na raz w przyjemne jak zimny schodzą się ludzie i jest leży w kościele.„Anielski orszak niech cię do siebie przyjmie” - zawodzi wieczny organista raz w życiu to słyszę. A Matka zna na jest cicho. Jeździ mi w brzuchu,ale słyszy tylko parę go niosą na tak, że idę na kołysce na sznurach grabarzy w betonowe się rozrósł jak małpi go niemal u stóp tej dobrej zimowej tam mulda, na której złamałem pierwszą tak, że jakimś cudempołączył ją spoiną z kawałka już zawsze miałem jedną nartę cięższą. 3. Pamięć Na zdjęciach zostało go mało, zawsze z wstydliwym uśmieszkiemi z boku, rodzinne uroczystościza długo się rozkręcają, ileż to pierdzielenia, zanim się człowiek jako chłopak był taki, że jak bił, to można powiedzieć, że był z niego szczery lat różnicy między braćmi to za od początku mężczyzną. Do końca będę mnie trzeba poprawiać, a nie ma już zadania, niedorobione zdania, porzućcie wszelką nic nie ocala, chociaż przynosi czasemnasze zbutwiałe szczątki na brzeg, gdzie nic już nie jest niebieskawa, reszta należy do piasku. JESZCZE RAZ, JESZCZE RAZ Przeszły tysiące potańców. Pomarły pomarańczowe od emocji dziewczęta,uwiędły zawijasy ust. Na marne poszedł powab,wdzięk i uroda ciał, wszystkie chłopackie zamysłyobróciły się wniwecz, spełnione czy nie, wszystko jedno. Nawoływały skrzypce i równo pierdział burczybas,jakże nie było ulec oszustwu muzyki i wódki,widzieć więcej niż piękno: jego utopionemu w wonnej powodzi na łącenie każe się liczyć zapachów - ile zostało do Końca. Co do mnie i śmierci, spisuję przy pewnej jasności umysłu,w obecności psa i książek, wiedząc poza tym o swojejkokociej zręczności nabytej przez lata pisemnych praktyk:cieszyłbym się wiedząc, że po mojej śmierciktoś zrobi instrumenty z niepotrzebnych żadnej metafory: flety proste z piszczeli,z giętkiego żebra harfę, z jelit basowe się jeszcze przydał, do tańca, do kochania. I żeby nikt nie płakał, choć rzewny nastrój owszem. PIERWSZY WIERSZ PRZECIW PAŃSTWU Niewieścieję, gdy inni, liczni i nie wątpiący,krzepną, obrastają w zwoje prężnych mięśni,sąsiad cios za ciosem zadaje ziemi gracą,krótkie, celne ruchy. Młodzi podmiejscy gierojerozładowują wagony, klną, wycharkują z gardełtłuste kawałki flegmy panierowane w kurzu,pocą się, mówią basem. Sportowcy biją rekordy. Nie wiem, czy zwróci się jakkolwiek, nie mówię, że w dwójnasób,godzina rozmysłu przed jednym, nieśmiałym stychem; być może cud, moc którego ujmuje tę właśnie godzinęz czyjegoś bólu, wierzę w podobne bajania, więcnoce spędzam na krześle, dni też; słów przymnażam,żywię się kawą, skupieniem, oderwaniem od życia,moje mięśnie karleją, pierś się zapada, dech rzednie. Nie wiem, niewykluczone, że są to godziny stracone,pogoń za nitką myśli, drugie dno słowa, muł;„na co to komu potrzebne“, jak mówią Matki, zabraknie mi innych, zawsze mam to pocieszenie,że swym wygnaniem, zwątpieniem, wyjściem poza kadr,każdą myślą, której nie oddałem żadnej ze spraw społecznych,na stronę człowieka i jego małych, samotnych sprawna kółku słowa „najważniejsze“ ciągnąłem chybotliwe i ciężkie „jest“. WIGILIA Nie potrafię się przełamać. OSIEMNAŚCIE TYSIĘCY DZIWAKÓW To, jak pachniemy, ile mamy włosów,wszystko będzie nam ślad po szczepionce na kanciastym ramieniuokaże się tropem, za którym pójdąkonkretne się mocno obejmować w jakichś komorach gazowych. Odkrywa się nowe groby. Spada cena Jezus na krzyżu sięga po drugi zestaw telewizji tyle trupów, to niepoważne. Co innego futbolowederby w Pradze: „Na stádion Sparty príslo osumnáct tysic dívaku“. Dlaczego klamki, za które chwytamy, przenoszone meblei wszelkie przedmioty nie rozłażą się w palcach?Czemu nie rozsypują się nasze ubrania i system dziesiętnyw sklepowych kasach? Uporczywe trwaniema chyba coś udowadniać; i tylko wieczorem,kiedy w głowach rozlewa się nieziemska muzyka, tu i tam usłyszyszpiękne narzekanie: „Nic nie możemy zrobić“. Rano zimną wodą, mydłem i perfumą sami się doprowadzamydo porządku. Autobus odjeżdża o siódmej, nie ma czasu na ledwie nadąża za kształtem mojej w kieszeni pilnuję jak cennej żuje gumę. Kobieta obok mnie nie płacze. Mężczyzna przegląda ich dziecko krzyczy. © 2010-2019 Stowarzyszenie Salon treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu Official audio for "Don't Leave Me" by The Kid LAROI feat. G Herbo & Lil Durk Listen & Download “F*CK LOVE 3: OVER YOU” out now: https://thekidlaroi.lnk.to/F Don't leave me Nie przestawaj mnie kochać. Ani na sekundę. Myśl o mnie rano i wieczorem, w porze pacierza. Kosztem posiłków, choćbyś miała jeszcze bardziej wyszczupleć. Proszę bardzo, oglądaj serial "Dempsey i Makepeace na tropie", wystawy sklepów z sukienkami, ślady choroby na swoim ciele - tylko miej mnie przed oczami. Dźwigając pięćdziesięciokilogramowe worki cementu, noszę na rękach ciebie. Skacząc w rytm pieśni reggae, skaczę za tobą w ogień. Ogryzając paznokcie, gryzę je z tęsknoty za tobą. Słuchając prognozy pogody, nasłuchuję twojego głosu. Czasami brak mi powietrza i wiem wtedy, że na chwilę o mnie zapomniałaś.
Official Video for “Leave Me Alone” by Michael JacksonListen to Michael Jackson: https://MichaelJackson.lnk.to/_listenYDMichael Jackson’s short film for “Lea
playpausemuteunmuteJacek Podsiadło, Wychwyt Grahama, Dziewiąty wiersz przeciw państwu Update Required To play the media you will need to either update your browser to a recent version or update your Flash plugin. playpausemuteunmuteJacek Podsiadło, Wychwyt Grahama, Przychodzi baba do lekarza i mówi: nie czuję bólu Update Required To play the media you will need to either update your browser to a recent version or update your Flash plugin. playpausemuteunmuteJacek Podsiadło, Wychwyt Grahama, Sobie na 33 urodziny Update Required To play the media you will need to either update your browser to a recent version or update your Flash plugin. Wybrane utworyPliki DAISYAutor: Jacek lutego 1964Najważniejsze dzieła:Nieszczęście doskonałe (1987), Niczyje, boskie (1998), Wychwyt Grahama (1999), Kra (2005), Przez sen (2014), Włos Bregueta (2016) Poeta, prozaik, tłumacz, dziennikarz, felietonista. Publikował w wielu czasopismach literackich, a jego twórczość przetłumaczono na angielski, niemiecki, słowacki, słoweński i ukraiński. Czołowy obok Marcina Świetlickiego poeta pokolenia „bruLionu”. Głosił poglądy anarchistyczne i pacyfistyczne. W latach 1993-2008 prowadził audycję „Studnia” w Radiu Opole, a od 2009 roku prowadzi internetowe Domowe Radio „Studnia”. .
  • ty5i00k3ac.pages.dev/135
  • ty5i00k3ac.pages.dev/728
  • ty5i00k3ac.pages.dev/480
  • ty5i00k3ac.pages.dev/522
  • ty5i00k3ac.pages.dev/500
  • ty5i00k3ac.pages.dev/759
  • ty5i00k3ac.pages.dev/237
  • ty5i00k3ac.pages.dev/584
  • ty5i00k3ac.pages.dev/162
  • ty5i00k3ac.pages.dev/480
  • ty5i00k3ac.pages.dev/668
  • ty5i00k3ac.pages.dev/938
  • ty5i00k3ac.pages.dev/58
  • ty5i00k3ac.pages.dev/494
  • ty5i00k3ac.pages.dev/617
  • jacek podsiadło don t leave me