Przechodzę przez „żałobę” po zakończeniu związku, który trwał 13 lat… Jestem emocjonalnym wrakiem człowieka. Od rozstania minęły 3 miesiące. Pierwszy miesiąc to była jakaś masakra- ciągle płakałam, nie jadłam, nie spałam, zawaliłam pracę, nie byłam w stanie ogarnąć codzienności. Wraz z partnerem straciłam też dach nad głową, nasze wspólne psy i środki, które inwestowałam w jego mieszkanie, które wiele lat było naszym wspólnym domem. To brzmi, jakbym była jakąś potworną materialistką, ale w takich okolicznościach taki fakt też cholernie boli. W drugim miesiącu jakoś zaczęłam się zbierać, teraz jest trzeci miesiąc, przyszła wiosna, a do mnie jakby to wszystko trafiło na nowo- nie mogę normalnie funkcjonować, ciągle płaczę i myślę o nim. O tym, co robi, jak mu jest, dlaczego to się stało. Czy rzeczywiście jestem takim potworem, że musiał odejść. Czy zrobiłam wszystko, żeby związek uratować. Dlaczego to się stało. Nie mogę się z tym pogodzić. Miał być ślub, dziecko było w drodze, świeżo zakończony remont kuchni. Wiadomo, że między nami było różnie- było i cudownie, i były kłótnie, jak to w życiu, nie ma przecież idealnych związków. Przeszliśmy razem wiele- ciężkie czasy, wręcz biedę, bezrobocie, trudny "dorabiania się", choroby i śmierć bliskich nam osób, ale zawsze udawało nam się wyjść z kryzysów. Dwa miesiące przed zaplanowanym ślubem partner oznajmił mi, że się zakochał w koleżance z pracy. Nie będę wchodzić w szczegóły całej historii, bo musiałabym tu napisać wypracowanie o objętości encyklopedii, ale po krótce opowiem, że przez miesiąc próbowałam go przekonać, że nie warto niszczyć naszego „my”- tych wspólnych lat, planów, marzeń. Żeby się opamiętał, że przecież tą dziewczynę ledwo zna (znaj się z imprez firmowych i wyjazdów integracyjnych, w sumie widzieli się z 10 razy). Oczywiście dowiedziałam się jaka to jestem beznadziejna, nasz związek beznadziejny i tak dalej. Że nuda, rutyna, wypalenie. Ale wtedy myślałam, że są to takie błahe powody, że nie warto dla nich kończyć związku, że można wszystko uratować, jeżeli oboje się postaramy. Że daliśmy się po prostu ponieść codzienności, zatraciliśmy się oboje w pracy i walce o lepszy byt, że siebie straciliśmy z oczu. Jednak mój kochany uważał inaczej, ale żeby nie było, że on się nie starał – zrobił coś na kształt castingu- siadał sobie i rozważał, która z nas jest lepsza, ma bardziej odpowiadające mu cechy charakteru i wyglądu. Raz deklarował, że chce ze mną być, że mnie kocha i nie wyobraża sobie beze mnie życia, że przecież ja jestem jego całym światem i życiem a po 2-3 dniach totalnie zmieniał zdanie na że to nie ma sensu, nie ma czego ratować, że ta jego „przyjaciółka” jest taka wspaniała, cudowna, delikatna, że tak dobrze mu się z nią rozmawia, że nigdy się tak nie czuł. W czasie dni, kiedy był „na tak” na mnie, zabrał mnie raz na kolację i uznał, że o wystarczający dowód na to, że mu zależy. Kontaktu z nią nie zamierzał zrywać, „bo będzie jej przykro, nie może jej zranić”. Nawet pojechał do miasta, w którym ona mieszka, żeby się z nią zobaczyć, potem mi opowiadał, że podczas tego spotkania całowali się i że nie mogę mieć o to do niego pretensji, bo on jest dorosły i ona też i że mogą robić co chcą. Byłam w takim stanie, że byłam gotowa zgodzić się na wszystko, byleby tylko ze mną został. Nawet, jakby mi kazał sobie obie nogi odrąbać. W pewnej chwili dopiero zorientowałam się, że nie jestem w stanie spełnić wszystkich jego żądań- zmienić o 180 stopni swój charakter, zrezygnować ze wszystkiego co kocham i tolerować, że on i tak będzie się z nią spotykał, bo przecież razem pracują. Nie zmienię się też naglę w bujnowłosą modelkę o nieskazitelnej skórze (argumenty odnośnie wyglądu użyte przeciw mnie- mam za szerokie biodra i w ogóle figurę nie taką, rozstępy oraz krótkie i za rzadkie włosy oraz styl do kitu). Dowiedziałam się jaka jestem nudna, mało spontaniczna, ograniczona, wredna i jędzowata. Zaczęłam w pewnej chwili szukać nawet mieszkania, bo przestałam widzieć nadzieję na ratunek. Przeszukiwał mi telefon i komputer, kazał się potem spowiadać, do kogo dzwoniłam i dlaczego, dlaczego takie a nie inne strony w necie przeglądam, że jestem taka durna, bo się naczytam głupot w internecie. O tym, że mam się wyprowadzić poinformował mnie przez telefon. Zabrałam rzeczy. Potem powiedział, że jestem głupia, że mogłam zostać, bo „on mnie w cale nie wyrzucał, jakbym sobie tak mieszkała z nim jeszcze ze 2-3 tygodnie, on by sobie tak na mnie popatrzył to może by zdanie zmienił”. Potem, że to wszystko moja wina, bo ja byłam… (i tu znów lista moich wszelkich przewinień), że od dawna się ze mną męczył i że nie jestem kobietą, której on potrzebuje. Że nie chce mieć związku z etykietą „po przejściach”, ale woli sobie zacząć nowe życie z młodszą kobietą, którą „on sobie ulepi tak, żeby jemu pasowała”. Nie będzie się dalej męczył, pracował nad sobą (bo on nie ma sobie nic do zarzucenia, on nie zrobił przecież nic złego), nad związkiem, bo i tak się nie uda. Że nie zostanie ze mną ze względu na dziecko, że mam sobie zrobić „z tym”, co uważam za stosowne (ostatecznie ze stresu i wyczerpania i tak poroniłam). I jeszcze że jestem materialistką, pragmatyczką i egoistką, bo przy rozstaniu zażądałam podziału wspólnie kupionych rzeczy. Że wszystko źle rozegrałam, bo gdybym wtedy czy wtedy (z podaniem konkretnych sytuacji) powiedziała/ nie powiedziała, zrobiła/ nie zrobiła czegoś tam, to wtedy on by zmienił zdanie. Potem jeszcze wydzwaniał w nocy, że siedzi w pustym mieszkaniu, że nie ma mnie, że on nie wie, jak będzie dalej żył, że mnie kocha i tak dalej. Myślałam, że się ocknął, że uda nam się uratować nasz związek. Rano już było inaczej- twierdził, że oczywiście kocha mnie, ale nie może ze mną być, bo za dużo złego się już stało, że on się zaangażował już w relację z tamtą i ona na niego czeka. Co więcej - ona była cały czas zaangażowana w nasze rozstanie, w tą walkę, zwierzał jej się i pytał, co ma robić (!). Jestem wrakiem człowieka, nie mogę się pozbierać. Nie widzę teraz sensu niczego – życia, dbania o siebie, wychodzenia z domu. Zmuszam się do wychodzenia ze znajomymi, na koncerty, wystawy, do kina, ale zwykle kończy się to płaczem w kiblu albo w drodze do domu, bo ciągle myślę o tym, że mogłabym to robić z nim. Albo że mogłabym być w domu z nim. Nie mam totalnie ochoty spotykać się z innymi facetami, mam ich dość na wieki. Nie zapomnę go nigdy, innemu już nie zaufam ani nie pokocham. Nie potrafię. Temu oddałam całą siebie. Czuję się nic nie warta, brzydka, ciągle tylko oglądam te włosy, które mi wypomniał, już nawet chciałam się na łyso ogolić. Wyrzuciłam zdjęcia, pamiątki, prezenty. Nie mogę się jeszcze przemóc przed pozbyciem się pierścionka zaręczynowego. Dostrzegłam rzeczy, które były złe między nami, co powinniśmy zmienić już dawno, ale olaliśmy to, bo brak czasu, ciągła pogoń za wszystkim. Ale mimo wszystko boli to, że on nie chciał zawalczyć, że wybrał tą łatwiejszą drogę, wymienił mnie „na lepszy model” jakbym była pralką. Zdradził (dla mnie to, co zrobił to zdrada emocjonalna). A ja uważałam, że on i nasz związek są warte każdego poświęcenia. Ja dawno temu, żeby go zadowolić rezygnowałam z wielu rzeczy, bo według niego poświęcałam na to za dużo czasu albo było to głupie. Przypominam sobie wszystko, co robiłam w tym związku- że pisałam za niego pracę dyplomową, że przez rok, jak był bezrobotny to zasuwałam na dwóch etatach, żeby utrzymać dom i spłacić kredyty, że nawet jak byłam chora to dawałam z siebie 100% - z gorączką potrafiłam gotować obiad, żeby miał, jak wróci z pracy i nie chciałam być „obciążeniem”. Zrezygnowałam ze swoich zainteresowań i pasji, działalności charytatywnej, ograniczyłam kontakty z rodziną i znajomymi i wzięłam na siebie 95% obowiązków domowych, żeby on mógł spokojnie pracować i potem odpocząć po powrocie. Fakt, jestem wybuchowa, mam różne wady (a czy ktoś ich nie ma?), ale czy nie zasłużyłam zamiast takiego traktowania na rozmowę? Choć nigdy nie czułam się przy nim piękna (zawsze było coś do poprawy), kochana czy zwyczajnie fajna (wciąż mnie za wszystko krytykował), skończył mi się świat. Nie mogę się z tym pogodzić. Kocham go nadal i nie mogę normalnie żyć. Nawet głupi program w tv, który oglądaliśmy wspólnie doprowadza mnie do płaczu. Jadąc do pracy codziennie przejeżdżam niedaleko jego domu, codziennie rano płaczę. Wszystkie samochody w kolorze niebieskim (jak jego) doprowadzają mnie do histerii. Tak samo, jak ludzie z psami (zostały u niego nasze wspólne psy i nie chce mi ich oddać) czy kobiety z dziećmi w wózku albo wystawa sukien ślubnych. Boli mnie też to, że on mnie tak szybko wymazał ze swojego życia, jakbyśmy znali się tydzień, ani byli ze sobą 13 lat. Musiałam niemal błagać o oddanie reszty moich rzeczy. Wmawiał mi, że tak strasznie cierpiał po mojej wyprowadzce, a wiem, że po niecałych 2 tygodniach już z tą nową był na romantycznym wypadzie w góry (mi zarzucał, że przeze mnie nigdzie nie wyjeżdżamy i nie wychodzimy, ale wszelkie moje pomysły sam torpedował lub nie robił nic w tym kierunku, żeby cokolwiek zrealizować albo mówił, że nie, bo on nie może wziąć urlopu). Boli, że teraz dla niej skłonny jest wziąć urlop na wyjazd, albo wyjść gdzieś, a ja nie byłam warta poświęcania mi czasu w ten sposób. Nawet do kina chodziliśmy 3 razy w roku. I zazwyczaj na filmy, które on chciał. Jak chciałam iść na film/koncert/ cokolwiek innego, co interesowało mnie, to musiałam iść sama albo z koleżanką. Czuję się jak śmieć. Raz, że mnie zostawił po tylu latach, dwa- że ja i nasze związek nie byliśmy dla niego warci tej walki, trzy - że ona jest teraz warta wszystkiego, nie szczędzi na nią czasu ani hajsu. A ja przez 13 lat bycia z niam zawsze płaciłam za siebie nawet za głupią kawę na stacji benzynowej, żeby nie usłyszeć, że jestem z nim dla pieniędzy. Usłyszałam od niego, że to wszystko moja wina, że on po prostu nie może już ze mną wytrzymać, że go zmuszałam do ślubu bo „zbliżam się do 30- tki i po prostu mi odjebało”, że on musi odejść, bo ze mną nie da się żyć a ona jest taka cudowna, bo z nikim mu się tak dobrze nie rozmawia, jak z nią, że nie zachwycałam się nim, a ona go adoruje, żebym „zrobiła coś ze sobą, bo żaden facet ze mną nie wytrzyma”. Że ja nie doceniałam jego uczuciowości, a ona jest taka biedna, że na pewno doceni to, jaki on jest dobry. Ale też żebym się nie załamywała, bo być może wróci do mnie, jak mu z nią nie wyjdzie. Ale że się też nad tym dobrze zastanowi, bo będzie musiał ocenić, czy opłaca mu się dwa razy wchodzić do tej samej rzeki. Czy to kiedyś minie? W tej chwili mam w głowie obraz siebie jako zaniedbanej samotnej kobiety ze stadem kotów, siedzącej w zasyfionym mieszkaniu, w dresie, zgorzkniałej. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie komuś innemu zaufać, kogoś innego pokochać. Czy znajdę w sobie siłę i chęć na chodzenie na randki, na rozwijanie znajomości, pracę nad związkiem i czekanie "czy coś z tego będzie". Zresztą skoro jestem taka beznadziejna i nudna (brzydka i z problemami zdrowotnymi i coś tam jeszcze), to kto mnie będzie chciał.
Nie mam nikogo na oku. Po prostu przy nim czuje się jak w klatce. Wszystko muszę robić tak jak on chce. Nie mam żadnej swobody. Do tego muszę udawać kogoś kim nie jestem.
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2010-09-09 11:04:03 nebhetepre Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-09-09 Posty: 10 Temat: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wróciłponad pół roku temu rzucił mnie chłopak, cały czas to przezywam i rozpaczam, nie potrafie o nim nie mysleć, kocham go, chcialabym go odzyskać i nie wiem czy mam jakiekolwiek szanse, znalazł sobie inna dziewczynę zanim ze mna zerwał, czy powinnam do niego zadzwonić? co mam robic? 2 Odpowiedź przez Nelly X 2010-09-09 11:06:54 Nelly X Tajemnicza Lady Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-09-07 Posty: 81 Odp: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wróciłHmm... Myślę, że na razie nie powinnaśnic nic robić. Skoro ma inną dziewczynę to wydaje mi się, że sprawa jest zamknięta... Przykro mi. 3 Odpowiedź przez heke 2010-09-09 11:14:31 heke Szamanka Nieaktywny Zawód: studentka Zarejestrowany: 2009-12-24 Posty: 273 Wiek: 22 Odp: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wrócił Widocznie nie byłaś tą, której szukał. Wiem- to nie usprawiedliwia, ale miał się męczyć? Uważam, że nie powinnaś się teraz "wtrącać" do jego życia. Była dziewczyna mojego chłopaka też szukała kontaktu- sprawnie jej wytłumaczyłam, że jest ostatnią osobą, z którą mój chłopak chce mieć jakikolwiek kontakt i się przestała odzywać. "Kobieta nigdy nie wie, czego chce, ale nie spocznie, dopóki celu nie osiągnie." 4 Odpowiedź przez Kami90 2010-09-09 11:48:28 Kami90 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-07-13 Posty: 8,007 Wiek: 24,5 Odp: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wrócił Jestem w podobnej sytuacji z tym tylko że mnie facet rzucił 11 miesięcy temu ale nadal go kocham... naprawdę kocham, dlatego już nie walczę chodź i łza czasem niecałym miesiącu od rozstania miał inną, z początku walczyłam, jeszcze była szansa ale wyznaję zasadę jeśli jest dla mnie to wróci a jak nie to będę mu życzyć szczęścia skoro go żyć tym co jest tu i teraz i strać się nie rozpamiętywać, on pewnie juz nie jestem tym samym człowiekiem, a do starego nigdy nie da się idealnie silna, nie kontaktuj sie na z moim byłym uczymy się na jednym wydziale, więc czasem zagadamy czasem zadzwonimy z okazji urodzin, imienin, jak znajomi, ale nie szukam już niczego więcej bo to jest jeszcze bardziej bolesne, to jest jak napędzanie własnego bólu. "Uśmiechnięci, wpół objęci spróbujemy szukać zgody,choć różnimy się od siebiejak dwie krople czystej wody." W. Szymborska 5 Odpowiedź przez Okruszka 2010-09-09 13:12:50 Ostatnio edytowany przez Okruszka (2010-09-09 13:15:05) Okruszka Woman In Red Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-03-04 Posty: 242 Wiek: 25+ Odp: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wrócił nebhetepre, a czy możesz spojrzeć na to z innej strony? Gdybyś napisała: rozstałam się, bo nie mieliśmy wyjścia, tęsknie, chcę do niego wrócić. To bym Cię wspierała na wszystkie powiedz: jesteś zdradzona i porzucona, odepchnięta praktycznie nogą. Rozumiem, że uczucie było silne. Ale czy nie masz za grosz szacunku do siebie? Do swojej duszy, do swojego ciała? Dlaczego chcesz kogoś kto je zbeszcześcił?Oczekujesz szacunku i miłości, ale sama się nie szanujesz. Jak chcesz aby chłopak szanował Ciebie, jeśli na jedno jego skinięcie jesteś gotowa wrócić? Za co chcesz aby Cię kochał? Czy w końcu myślisz, że będzie Cię dobrze traktował ktoś, kto Cię już raz zdradził i poniżył. Nawet gdybyście do siebie wrócili, to na dłuższą metę nie byłabyś szczęśliwa. Może to dobrze, że tak się stało...Wiem, co mówię. Sama zostałam porzucona. Ale nie tędy droga. Są inni wartościowsi ludzie na tym świecie. Zamiast zeskrobywać wciąż rany, zajmij się ich leczeniem, zajmij się sobą!!! Ból minie... 6 Odpowiedź przez nebhetepre 2010-09-09 18:30:55 nebhetepre Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-09-09 Posty: 10 Odp: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wróciłdziękuje Wam, naprawde doceniam to, Wasze rady dały mi do myślenia, nie sadziłam, ze ktokolwiek odpisze, już wiem co robić, a raczej czego nie robić...;) DZIĘKUJĘ 7 Odpowiedź przez anonim 2010-09-09 19:04:52 anonim Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-09-07 Posty: 21 Wiek: 26 Odp: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wróciłDokladnie. Ja pisze to jako facet. Odpusci sobie itak juz nic nie zmienisz. Ja teraz od nowa zaczolem byc z swoja byla z przed kilku lat. Tez mnie zostawila dla innego, wiem co przezywasz. Mowi sie, ze faceci tak tego nie odbieraja. Ja przezylem bardzo. Z kilka lat moze zrozumiec swoj blad. Ja tak mialem zrozumiala, ale teraz tez nie jest kolorowo. Tak wiec nawet jak by cos to sie zastanow. Ze mna chciala wtedy caly czas utrzmywac kontakt, bo bylem blisko zawsze pod reka. Ja wtedy powiedzialem, ze albo jestesmy razem, albo nas nie ma. Spotkalismy sie po 3 latach. Powodzenia i wytrwalosci, nie poddawaj sie bo to nie ma sensu. Pamietaj, zebys na jego oczach nie uronila nigdy wiecej zadnej lzy to wazne. Pozdrawiam 8 Odpowiedź przez Impuls85 2010-09-09 21:01:10 Impuls85 Tajemnicza Lady Nieaktywny Zawód: .... Zarejestrowany: 2010-08-31 Posty: 81 Wiek: 31 Odp: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wrócił nebhetepre napisał/a:ponad pół roku temu rzucił mnie chłopak, cały czas to przezywam i rozpaczam, nie potrafie o nim nie mysleć, kocham go, chcialabym go odzyskać i nie wiem czy mam jakiekolwiek szanse, znalazł sobie inna dziewczynę zanim ze mna zerwał, czy powinnam do niego zadzwonić? co mam robic?na moje oko sama sobie odpowiedzialas, znalaz innai ma nowe zycie,Prawda boli i moze dlugo bolec.... szczerze Ci wspolczuje, z czasem zauwazysz w tym ze ten zwiazek byl chory bo On ma inne zycie , a ty wciaz ludzisz sie ze wrocicie bedzie lepiej ect. zanm to z autopsji, ale nawet jak wrocicie : 1. raz cie zostawil, zrobi to drugi raz...2. i 2 razy sie nie wchodzi do tej samej rzeki, bo nigdy nie jest tak samo!!!!!!!Boli ,ale z czasem bedzie tylko lepiej, ja nie mowie miesiac..... ja mowie nawet kilka lat, Ale zycie Toczy sie dalej, a Ty stanelas w przeszlosci i zyjesz wspomnieniami chwilami ktore byly... TAK ONE BYLY !!!Rozpaczasz....i ranisz sama siebie,, Kobieto czy naprawde warto???? Daj sobie czas i zacznij sobie powtarzac ze ,chyba lepiej teraz TAK SIE STALO niz za pare lat obudzic sie jako kobieta ZDRADZANA NOTORYCZNIE,bez szacunku do samej sie ogarnac i zaczac Cos robic z zyciem. Wiem ze latwo daje sie rady i trudniej je wprowadzic w zycie , ale jest to mozliwe .Mialam taki sam problem i walczylam o zwiazek teraz sie ciesze ze to skonczone, a w mojej glowie tylko zostaly te dobre wspomnienia i chiwile, razem przezyte, a przeplakane noce, i mordega byla tylko lekcja jaka daje zycie. Pozdrawiam Cie goraco ))) Nie jestes sama!!!!!!!!!!!! taka zwykła ....ja 9 Odpowiedź przez truskawkoweminiss 2010-12-16 21:44:29 truskawkoweminiss Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-12-16 Posty: 1 Odp: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wrócił U mnie jest całkiem inaczej i nie wiem co mam zrobić. Byłam z chłopakiem (Patryk) bylam szczesliwa ! zepsulam to bo zakolegowalam sie z moim bylym (daniel) byl moja pierwsza miloscia ! bylam juz z nim raz ! i teraz znow kolejny raz ona chcial byc zemna , zarwalam z patreykiem dla niego ! jestem teraz z tym danielem juz miesiac i 26 grudnai zbliza sie 2 miesiace , ale patryk ma inna dziewczyne moja byla przyajcioleke pokłocilam sie z nia ! ale nie o chlopaka , tylko o to ze mam glupi charaktek i kazdego krzywdze ! zgoze sie trochce z tym ! ale z Patryekim tez sie poklocilam przez jakis tydzien z nim nie pisalam ani nie gadam , i doszło do mnie ze cos do niego czuje a z Patryekim byłam prawie 3 miesiace 4 dni przed tzrema miesiacami zerwalismy ! jak widze sie z patrykiem przypomina mis ie jeden dzien jak dałam mu buzi , chcialm kilka razy zapomniec o tym dniu ale nie mogłam . A jeszzce na gg chciałam napsiac do patryka ze cos do niego czuje i ze niechce go stracic i naszej znajomości , ale nie wysłałam co mam zrobic ? Prosze ! 10 Odpowiedź przez karmellka 2010-12-17 19:42:29 karmellka Tajemnicza Lady Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-11-15 Posty: 81 Wiek: 25 Odp: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wróciłZnalazł sobie inną dziewczynę zanim z Tobą zerwał. Jak dla mnie to raczej zakończony nie che wrócić do Ciebie, a jeśli jesteś cie sobie przeznaczeni to i tak mimo wszystko bedziecie razem. Moim zdaniem musisz czekać, zobaczyć co bedzie dalej, daj mu wolną ręke, może doceni to co stracił...?________________________________________________________"Jesli coś kochasz,póść to wolno,jeśli wróci do Ciebie jest Twoje,jeśli nie to znak, że nigdy nie było... " 11 Odpowiedź przez gabisiula 2010-12-17 19:52:52 gabisiula Netbabeczka Nieaktywny Zawód: studentka Zarejestrowany: 2010-10-15 Posty: 429 Wiek: 22 Odp: rzucił mnie chłopak- chce żeby do mnie wróciłbardzo Ci współczuje, bo domyślam się że skoro ma inną dziewczynę to jeszcze bardziej to boli...ale moja rada jest taka. Nie pokazuj mu że cierpisz. Nie narzucaj się mu bo jego nowa dziewczyna będzie miała tylko wiele śmiechu z tego powodu, że jestes tak bardzo zdesperowana a on już Ciebie nie chce tylko ją. Postaraj się pokazac mu że potrafisz życ bez niego, że jesteś silna, niezależna! Widac że narazie przechodzisz fazę załamania i chcesz mu pokazac jak bardzo jesteś biedna bo wydaje ci się że on dzięki temu do ciebie wróci ale mylisz się moja droga. On przez to będzie cię miał jeszcze bardziej dosc. Jak teraz dasz sobie spokój to kiedy już ból minie to przynajmniej nie będziesz miała wyrzutów sumienia że się tak ośmieszałaś by odzyskac faceta który ciebie nie chce. Uwierz mi, ból minie, a ty będziesz się jeszcze uśmiechała. Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedźZobacz 2 odpowiedzi na pytanie: Rzucił mnie co robić jestem załamana! Pytania . Wszystkie pytania; Sondy&Ankiety; Kategorie . Szkoła - zapytaj eksperta (1918)
fot. Adobe Stock, Pixel-Shot Tamtego roku jeszcze na początku lutego byłam niezwykle podekscytowana perspektywą walentynek. Sugerowałam Julkowi między wierszami, że chciałabym gdzieś z nim pójść, zrobić coś romantycznego, do tego od stycznia miałam już dla niego prezent – kupon na rytuał w spa we dwoje z masażami i kąpielą z płatkami kwiatów. Zawsze lubiłam walentynki. Uważałam je za święto miłości i co roku spędzałam je z jakimś chłopakiem. Nawet jeśli moje związki potem się kończyły, to i tak mi zależało, żeby czternasty lutego spędzić jak najmilej. Ale 10 lutego Julek mnie rzucił – Wiem, że oczekujesz czegoś więcej, niż mogę ci zaoferować – powiedział tonem wyuczonej lekcji. – Tak naprawdę to od początku do siebie nie pasowaliśmy. Jesteś wspaniałą osobą i mam nadzieję, że nie będziesz mnie źle wspominać. Nie miałam pojęcia jak mogłam przeoczyć fakt, że „do siebie nie pasowaliśmy”. W mojej opinii, byliśmy wspaniałą parą! Pierwszy wieczór jako singielka spędziłam przed telewizorem w towarzystwie kota i pudełka lodów karmelowych. Wydawało mi się, że świat się skończył i już nigdy nie będę szczęśliwa. Płakałam, jadłam te lody, opowiadałam puchatej Buźce, jak się zawiodłam na mężczyznach, i że nigdy więcej nikomu nie zaufam, a potem zasnęłam na kanapie w ubraniu. Następnego dnia nie było lepiej, wciąż uważałam, że przegrałam życie. W przypływie smutku zadzwoniłam do Margo, mojej koleżanki, z którą ciągle miałyśmy się spotkać, ale nie było kiedy, bo przecież byłam z Julkiem. Wiem, że to okropne, ale miałam nadzieję, że od naszej ostatniej rozmowy miesiąc wcześniej nie znalazła sobie chłopaka i będę mogła liczyć na zrozumienie drugiej samotnej duszy. – Serio? Zerwaliście? – zmartwiła się. – No, bardzo mi przykro. – A ty się z kimś spotykasz? – zagaiłam. Zaprzeczyła, więc zapytałam, co w takim razie robi w Walentynki. Miałam w zanadrzu niezobowiązujące zaproszenie do mnie na babski wieczór, kolejne pudełko lodów, oglądanie komedii i zastanawianie się, gdzie się podziali wszyscy porządni faceci. – W walentynki idę do szpitala – powiedziała podekscytowanym tonem kompletnie niepasującym do treści tego zdania. – Wiesz, moja mama jest lekarką na pediatrii i mówiła, że w zeszłym roku dzieci bardzo chciały jakoś obchodzić walentynki, ale nie miał kto tego zorganizować. Bo mikołajki czy Dzień Dziecka to dużo łatwiej – dajesz prezenty i po sprawie, ale tutaj to trzeba by coś wymyślić. No i idę z dwójką znajomych zrobić dzieciakom animacje… Słuchaj, a może chcesz się przyłączyć? Co będziesz siedzieć sama, skoro możesz zrobić coś dobrego? Właściwie nie miałam powodu, żeby odmówić Przecież i tak byłabym w ten dzień tylko z kotem. Powiedziałam, że dobrze, pomogę im z organizacją atrakcji. Znajomymi Margo okazali się jej nauczyciel jogi o wyglądzie brodatego hippisa i sąsiadka, która była grubo po sześćdziesiątce. Eryk i Mirka przyjęli mnie do zespołu i od razu przydzielili zadanie. – Robimy pocztę walentynkową – oznajmiła Mirka. – Najpierw będziemy z dziećmi robić kartki, a potem je zbierzemy i rozniesiemy po oddziale. Ty odpowiadasz za zakup materiałów, dam ci pieniądze ze zbiórki. Nie protestowałam. Pojechałam do sklepu papierniczego i kupiłam bloki rysunkowe, papier kolorowy, brokat, klej i masę fantazyjnych ozdóbek. W sumie to od czasu podstawówki nie miałam do czynienia z pracami plastycznymi, ale skoro to miało poprawić humor chorym dzieciom, to byłam gotowa wycinać czerwone serduszka i posypywać je brokatem. Co mi tam! W dniu walentynek mali pacjenci już na nas czekali z niecierpliwością. Dawno nie byłam w szpitalu i zapomniałam, jak tam jest przygnębiająco, zwłaszcza zimą, kiedy za oknami jest ciemno i słychać tylko wycie wiatru w koronach wyłysiałych drzew w przyszpitalnym parku. Miejscem pracy mamy Margo okazał się instytut reumatologii, więc dzieci, które tam leżały, miały zdeformowane stawy albo były całe spuchnięte od sterydów. Niektóre były malutkie, inne starsze, sporą część stanowiły nastolatki. Na oddziale była duża świetlica, w której zorganizowaliśmy zajęcia robienia kartek. Pojawiło się osiemnaścioro dzieci, niektóre na wózkach inwalidzkich albo poruszające się o kulach. Dziewczynka o twarzy zdeformowanej przez opuchliznę posterydową tak bardzo, że nie mogłam rozpoznać jej wieku, poprosiła mnie o pomoc w zrobieniu jej kartki. Jej palce były powykręcane. – Co byś chciała? Serce? Może kotki? – zapytałam, próbując opanować emocje. – Dla kogo ta kartka? – Dla doktor Oli – odpowiedziała chrypiącym głosikiem. – I chciałabym jeszcze zrobić dwie, dla siostry Asi i siostry Marleny. I wolałabym kwiatki, nie serca. Serce mi rosło, gdy na nich patrzyłam Miałam takie ozdóbki. Zgięłam brystol i zapytałam ją, gdzie nakleić dekoracje. – A mogę sama? – zapytała i zrobiło mi się głupio, że tego nie zaproponowałam. Widziałam, jak trudno jej było cokolwiek uchwycić w palce, ale się starała. Zależało jej, żeby róże i stokrotki były równo przyklejone. Potem zdecydowała się na jeszcze jedną kartkę, z jednorożcem i tęczą. Obficie posypała ją różowymi drobinkami. – To dla mojej siostry – powiedziała. – Nie widziałam jej od pół roku, bo jest za mała, żeby przyjeżdżać do szpitala, mama tak mówi. Ale dam rodzicom kartkę dla niej. Ona lubi jednorożce. Był też mały chłopiec, oceniłam go na jakieś pięć lat. Okazało się, że miał czternaście, tylko nie rósł, jak szepnęła mi Margo. Miał sprawne ręce, ale widać było, że nie radził sobie z zadaniem. Wpatrywał się w pudełko z ozdobami, jakby nie wiedział, od czego zacząć. – Dla kogo będzie ta kartka? – zagaiłam, siadając obok niego. – Dla jednej dziewczyny – szepnął. – Ale nie podpiszę jej. Ona nie może wiedzieć, że to ode mnie. Nie wiem, kim była Ewa, ale Wojtek chyba naprawdę był w niej zakochany, bo kartka aż lśniła od brokatu, błyszczącej folii i napisów „Love”. Kiedy skończył, zeskoczył z krzesełka i wrzucił swoje dzieło do skrzynki. Dzieci coś mi uświadomiły W drzwiach minęła go dziewczynka podpierająca się kulą. Była o dobre pięćdziesiąt centymetrów wyższa i miała blond włosy do pasa. Widziałam, jak się zatrzymała, mijając kolegę, i coś powiedziała, a on szybko uciekł. Kiedy usiadła obok, powiedziała, że ma na imię Ewa. – Czy w walentynki daje się też kartki przyjaciołom? – zapytała, a ja przytaknęłam, że oczywiście. – No to zrobię dla moich przyjaciółek. Poproszę o trzy kartki. Albo nie, o cztery – poprawiła się. – Jeszcze dla jednego przyjaciela… Trudno opisać wzruszenie, jakiego doznałam, kiedy zobaczyłam, że ostatnią kartkę – przyozdobioną wyjątkowo starannie – Ewa zaadresowała do Wojtka. Ona też się nie podpisała i zastanawiałam się, czy chłopiec się domyśli, że to od niej. Byłam tak przejęta robieniem kartek, poznawaniem urywków historii dzieciaków i rozmowami z nimi, że nie wiem, kiedy zleciały mi trzy godziny. W końcu każdy, kto chciał, wrzucił swoją kartkę do skrzynki i mali pacjenci rozeszli się po swoich salach, bo na metalowych wózkach właśnie wjeżdżała kolacja. Po kolacji przeszliśmy się we czwórkę po oddziale, rozdając walentynki. Każde dziecko dostało swoją – od przyjaciela, przyjaciółki albo tajemniczego wielbiciela. Jedni dostali więcej kartek, inni mniej, ale nikt nie został z pustymi rękami. – Jak to się stało? – zapytałam Margo, kiedy wyszliśmy ze szpitala. – Przecież to niemożliwe, żeby każdy dostał od kogoś walentynkę… Koleżanka tylko się uśmiechnęła i powiedziała, że dostała od pań pielęgniarek listę imion wszystkich dzieci. – Pomyślałaś o wszystkim! – wykrzyknęłam z podziwem; a potem dodałam: – Wiesz co? Strasznie ci dziękuję, że mnie zaprosiłaś do tej akcji. To były najlepsze Walentynki w moim życiu! – Serio? – uniosła brwi. – Przecież ty zawsze miałaś jakiegoś chłopaka, chodziłaś na randki, dostawałaś prezenty. Naprawdę podobało ci się siedzenie z dziećmi w szpitalu? Popatrzyłam na nią bardzo poważnie. – Jeśli walentynki mają być świętem miłości, to spędziłam je najlepiej na świecie – oznajmiłam z przekonaniem. – À propos prezentów, to mam wolne miejsce na rytuał spa z masażem przy świecach. Chcesz się wybrać? Co się ma zmarnować. – A nie wolisz poczekać, aż poznasz jakiegoś faceta, żeby iść z nim? – zapytała. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że wcale bym nie wolała. Czegoś się nauczyłam tamtego dnia. Tego, że miłość i przyjaźń są wartością przez cały rok, nie tylko od święta. I tego, że moje smutki z powodu faceta, który mnie zostawił, są maleńkie w porównaniu z problemami tamtych dzieci. I jeszcze, że skoro one potrafiły dzielić się pięknymi chwilami mimo wyniszczających chorób, to ja powinnam nauczyć się tego tym bardziej i to jak najszybciej, zamiast użalać się nad swoim losem. – Idziemy razem – powiedziałam więc do Margo. – A potem obgadamy kolejną akcję. Może malowanie pisanek na Wielkanoc? Czytaj także:„Najbliższą rodziną męża był... telewizor. Wnuki ciągle pytały, dlaczego dziadek woli patrzeć w ekran niż się z nimi bawi攄Byłam już dziewczyną, żoną i kochanką. Żaden mężczyzna nie był wart mojego czasu, potrafią jedynie rozczarowywa攄Harowałam jak maszyna, żeby zarobić na spokojną starość. Syn wszystko przehulał i uciekł, a ja zostałam z niczym”