zasypało nas na biało piosenka karszejewski - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.NASZ ŚWIAT. I miasto i wioska To jeden nasz świat! I wszędzie, dziecino, Twa siostra, twój brat! I wszędzie, dziecino, Wśród lasów, wśród pól, Jak ty czują radość, Jak ty czują ból. DZIEŃ DOBRY. Zaszumiało nasze pole Złotą pieśnią zbóż, Wschodzi, wschodzi śliczne słonko Wśród różanych zórz. Wschodzi, wschodzi złotą drogą Nad ten ciemny las, A skowronek z gniazdka leci, Piosnką budzi nas. Dobry dzień ci, wiosko miła, Drogi domku ty! I wy świeżo rozkwitnione Pod okienkiem bzy! Dobry dzień wam, dobrzy ludzie, Co idziecie w świt, Z jasną kosą na ramieniu Miedzą wpośród żyt! Dobry dzień wam, lasy ciemne, Stojące we mgle, I ty, mały skowroneczku, Co zbudziłeś mnie! już na dziś dość biegania! Niech tu nisko siądzie Hania, Julcia z lalką wyżej trochę, Na kolana wezmę Zochę, Bo Zosieńka jeszcze mała... No, i będę wam czytała. O czem chcecie? — Ja chcę bajkę Jak to kotek palił fajkę! — A ja chcę o szklanej górze, Gdzie to rosną złote róże! — A ja chcę o jędzy babie, Co ma malowane grabie! — A to ja chcę o tym smoku, Co to pękł z jednego boku! — — Ejże! Co wam przyjdzie z bajki? Czy to koty palą fajki? Na cóżby się zdały babie Jakieś malowane grabie? Czy kto widział złote róże? Czy kto był na szklanej górze? Wszak wam wiedzieć będzie miło, Co się u nas wydarzyło. Posłuchajcie... W bok Kruszwicy Żył Piast w cudnej okolicy... Miał synaczka... — Wiemy! Wiemy! — No i chcecie? — Chcemy! chcemy! SIEROTKI. W oknie stoją dwie sieroty: — Ach miesiączku ty nasz złoty, Co u niebios świecisz bramy, Czyś nie widział naszej mamy? — Oj widziałem, moja miła! Idź do dzieci mych — mówiła — Niech pracują, niech nie płaczą, To mnie w sercu swem zobaczą. CICHY wieczór już zapada, Zgaśnie zorza wnet, A pod lasem, pod olszowym, Słychać rżenie — het! Siwy konik tam się pasie, Siwy konik mój; Jest tam łączka z drobną trawką, Jest kryniczny zdrój! Siwy konik rży po łące, Rozlega się głos; Leci echo od olszyny Polem pełnem ros. A miesiączek cicho wstaje, Lipa sypie kwiat. Cudnaż, cudna noc ta letnia, Cudny jest nasz świat! ty wiosko, Dobranoc, kochana! Oj będziesz ty spała Do nowego rana. Do nowego rana, Co wzejdzie na niebie, Kiedy nowa wiosna Znów obudzi ciebie. Dobranoc, ty wiosko, Dobranoc, kochana! Oj będziesz ty spała Do nowego rana! WIATR.— Czego ty jęczysz, ty bujny wietrze I czego tak zawodzisz? Czemu nie siedzisz w chateczce swojej, Tylko po polu chodzisz? — Oj! tego jęczę, tego zawodzę, Moje ty drogie dziecię, Że nie mam chatki, rodzonej chatki I tułam się po świecie. zaświstały Wichry w srebrny róg: Leci, leci tuman biały, Aż na chaty próg. Na tej chaty próg lipowy, Co ochrania nas, Co otula nasze głowy W złej śnieżycy czas. A ja stoję u okienka, A ja patrzę wdal; Milknie, cichnie ma piosenka, Serce chwyta żal. Oj nie jedna tam sierota Na tem zimnie drży! Wiatr chuściną biedną miota, A mróz ścina łzy... O ty, chato nasza droga, Rozszerz ściany swe! Pójdź, sieroto, dziecię Boga, My utulim cię! tą głębią, za tym brodem, Tam stanęła rzeka lodem; Ani szumi, ani płynie, Tylko duma w swej głębinie: Gdzie jej wiosna, Gdzie jej zorza? Gdzie jej droga Het do morza? Oj, ty rzeko, oj, ty sina, Lody tobie nie nowina; Co rok zima więzi ciebie, Co rok wichry mkną po niebie. Aż znów przyjdzie Wiosna hoża I popłyniesz Het do morza. Nie na zawsze słonko gaśnie, Nie na zawsze ziemia zaśnie, Nie na zawsze więdnie kwiecie, Nie na zawsze mróz na świecie. Przyjdzie wiosna, Przyjdzie hoża, Pójdą rzeki Het do morza! ten chudy Janek Po ulicy chodzi, Z trzejkrólową gwiazdą Kolędników wodzi. Trzejkrólowa gwiazda Zaświeci w okienko, Kolędnicy hukną Wesołą piosenką. Kolęda, kolęda, Wesoła nowina! A pójdźcież się ogrzać Bliżej do komina! Trzejkrólowa gwiazda, A po niej zapusty; Nie bój się ty, Janku, Będziesz jeszcze tłusty. śpiewa Nad tą cichą niwą; Orzcie, wołki siwe, Prosto, a nie krzywo. Orzcie, wołki siwe, Na ten chleb razowy, Na ten chlebek żytni, Czarny, ale zdrowy. Skowroneczek śpiewa, Wiszący pod niebem; Daj nam Boże razem Przełamać się chlebem. Chlebem się przełamać, Kąskiem choć ostatnim, Dobrem się podzielić słowem I uściskiem bratnim! tym ciemnym boru Kukułeczka kuka, Z ranka do wieczoru Gniazdka sobie szuka. Kuku! Kuku! Gniazdka sobie szuka. — A ty kukułeczko, Co na drzewach siadasz, Jakie ty nowiny W lesie rozpowiadasz? Kuku! Kuku! W lesie rozpowiadasz? Leciałam ja w maju, Z ciepłego wyraju, Zagubiłam w drodze Ścieżynę do gaju! Kuku! Kuku! Ścieżynę do gaju. Zagubiłam ścieżkę Do gniazdeczka mego, Teraz latam, kukam, Ot już wiesz dlaczego. Kuku! Kuku! Ot już wiesz dlaczego. niebo, Poczerniało pole; — A gdzie lecisz, odlatujesz, Siwy mój sokole? Czy lecisz za góry, Czy za morze sine, Za tem słonkiem, za tem złotem, W weselszą gościnę? Weselszą gościnę Znajdziesz sobie wszędzie; Lecz za cichą wioską naszą Tęskno tobie będzie. Co spojrzysz za siebie, To serce zasmucisz, Aż się z nową wiosną do nas I do gniazdka wrócisz. ta modra rzeka Ogniami się pali; Wesoła drużyna Płynie po jej fali. Wesoła drużyna Chwyta kwietne wieńce, Co je zaplatały Tych panienek ręce. Na wysokim brzegu Panieneczka stała, Modremi oczkami Na wianek patrzała. Płyńże, mój wianeczku, Po tej bystrej fali, Póki się ten ogień Świętojański pali. Płyńże, mój wianeczku, Do brzegu drugiego, Pytaj się tam ludzi O braciszka mego. Mój braciszek miły Wędruje po świecie, A ja mu posyłam Te różane kwiecie. DOŻYNKI. Mamuniu! Tatuniu! Otwierajcie wrota, Niosą nam tu wieniec Ze szczerego złota! Grajże, grajku, a wesoło, Bo dziś wszyscy staniem wkoło. Plon przynieśli, plon! Przynieśli nam wieniec Z kłosów naszej ziemi, Ślicznie przewijany Wstęgami krasnemi! Grajże, grajku, a wesoło, Bo dziś wszyscy staniem wkoło. Plon przynieśli, plon! Bodaj się te ręce Z naszemi złączyły, Co ten śliczny wieniec Z złotych zbóż uwiły. Grajże, grajku, a wesoło, Bo dziś wszyscy staniem wkoło. Plon przynieśli, plon! TANIEC. Dalej raźno, dalej wkoło, Dalej wszyscy wraz! Wszak wyskoczyć i zaśpiewać Umie każdy z nas. Graj nam, skrzypku, krakowiaka, A zaś potem kujawiaka I mazura graj! Jak się dobrze zapocimy, To polskiego się puścimy, Toż to będzie raj! Dalej raźno, dalej wkoło, Dalej wszyscy wraz! Wszak wyskoczyć i zaśpiewać Umie każdy z nas. CHOINKA. Rozszumiał się, rozhoworzył Czarny bór z wieczora: Idą, idą świerki młode Do białego dwora. Idą, idą na choinki, Dla tych małych dzieci, Muszą przebyć długą drogę, Nim gwiazdka zaświeci. Idą, idą z czarnej puszczy W gościnę doroczną, Pytają się dębów starych, Jak tam sobie poczną? Zaszumiały, zahuczały Dęby przedwiekowe, I podniosły aż pod niebo Swoją hardą głowę. Zaszumiały, zahuczały, Jak królowie leśni: — Idźcie, syny, między ludzi, Wśród borowej pieśni. Jak staniecie w białym dworze, Przy lipowym progu, Zaśpiewajcie pieśń borową Na łowieckim rogu! Zaśpiewajcie pieśń borową, Jak to w leśnej głuszy Żubr poryka, jeżąc grzywy, A lis stula uszy... Jak Miś bury śpi w barłogu, Łapy ssąc na mrozy, Jak się jeleń z rogów pyszni, Jak wilk zmyka w łozy. Zaśpiewajcie jak to grają Po kniejach ogary, Jak wiewiórka orzech gryzie, Jak drży zając szary. Jak to okiść srebrną frenzlą U konarów wisi, Jaki trop borsuczy w śniegu, A jaki znów lisi... Jak się echa w puszczy niosą, Od końca do końca, Jak my, dęby, w złocie stoim Od jasnego słońca. Niechże wiedzą, niechże znają Wśród białego dworu, Że nie byle skąd wy rodem, Lecz z naszego boru! DO MAMY. — A gdzie to idziesz, dziecino droga? Gdzie to tak późno błąkasz się sama? — O, ja daleko idę do Boga, Do nieba idę, gdzie moja mama! — Ależ ty słaba jesteś sierotka, A droga twoja bardzo daleka. A nuż co złego w drodze cię spotka? Człowiek cię skrzywdzi? Zły pies zaszczeka? — O, mnie duch mamy kochanej strzeże, I nie odstąpi ode mnie kroku; Ja sobie idąc mówię pacierze, A mama idzie przy moim boku. — I nic-że tobie, dziecię, nie trzeba? Ani zabawki? Ani sukienki? — Nie, bo ja idę sobie do nieba, A w drodze śpiewam smutne piosenki. — I dawnoż idziesz? — Wstałam o świcie, Przed wschodem słońca wyszłam z mej chatki, I tak iść będę przez całe życie, Póki nie zajdę do drogiej matki! PIOSENKI MAJOWE. Przyszła do nas wiosna, Przyszła do nas hoża, Nasiała nam kwiecia Między trawy, zboża. Nasiała nam kwiecia — Jaskrów i stokroci, Aż się łączka bieli, Aż się pole złoci. Narwę ja kwiateczków, Pod krzyżyk je złożę, Szepnę zcicha: — Za tę wiosnę Dzięki Tobie, Boże! A gdzie zimno, ciemno, Gdzie kwiatki nie rosną, Daj-że, Boże, złote słonko, Niech świat kwitnie wiosną! Świeć-że nam, słoneczko, Promieńmi złotemi, Dobądź-że nam kwiatki Z naszej miłej ziemi. Deszczyku, deszczyku, Sławny ogrodniku, Rozwiń-że nam w sadach Kwiateczków bez liku. Roś-że, bujna roso, Co wieczór, co ranek, Żeby nasz ogródek Wyglądał jak wianek. I ty, ziemio droga, I ty, ziemio czarna, Wychowaj szczęśliwie Kwiatków naszych ziarna. MAIK. Na ganku, we dworze, Pełno wrzawy, krzyku... — Idą dzieci ze wsi, Idą „po Maiku”. Błyszczą się oczęta, Buzia się uśmiecha, Furczy ponad głową, Maikowa wiecha. Maikowa wiecha Wstążkami szeleści, A na niej kwiatuszków Co się tylko zmieści. Marysia ją niesie Z Jaśkiem od kowala, Poznały ich dzieci, Klaszczą w ręce zdala: — Jaki śliczny gorset Złotkiem wyszywany. — Jakie ma wyłogi Jasiek u sukmany. — Jakie u Marysi Korale różowe. — Jaką to magierkę Wdział Jasiek na głowę. — Mamusiu złocista. — Tatuńciu kochany. — I ja chcę gorsetu. — I ja chcę sukmany. — I ja chcę magierki, Co z niej piórko świeci. — My tak samo chcemy, Jak te wiejskie dzieci. My tak samo chcemy, Z wesołym okrzykiem, Wszyscy razem, kupą, Cieszyć się maikiem. Z ŁĄKI DO DOMU. Na świeżej łące Nad rzeczką tuż, Sianko pachnące Zgrabione już. Ptaszęta nad niem Migają w lot; Nie przyjdzie tutaj Zły, bury kot. Cicho w powietrzu Piosenka brzmi, — Ptaszku! co śpiewasz? O, powiedz mi! — — Śpiewam o gniazdku, Gdzie drobiazg mój, I o tej trzcinie, Gdzie modry zdrój. — Dziatki, dziateczki Idą przez błoń, Gdzie świeże sianko, Gdzie kwiatków woń. Z siostrzyczką drepce Staś, mały zuch, Oj, zje on w domu Chleba za dwóch! Mała Kasieńka Za nimi wprost Wózek swój ciągnie Aż dudni most. Chusteczka z głowy Opadła jej, Niesie kwiateczki Dla mamy swej. A tam w oddali Nikną wśród wzgórz Dzieci sąsiada, Co przeszły już. I zmrok się mroczy I schodzi sen... Jakże uroczy Był dzionek ten! CO ROBIĄ PTASZKI. Od wschodu, od rzeczki, Wietrzyk tuman niesie, Zbudziły się ptaszki Na gałązce w lesie. Zbudziły się ptaszki Na ten dzionek złoty, Dalej, dalej, śpiochy, Do swojej roboty! Ty jeden polecisz, Gdzie te kwiaty białe, Będziesz razem z niemi Śpiewał Bogu chwałę. Ty drugi polecisz Pod tę niską strzechę, Będziesz ludziom w pracy Śpiewał na pociechę. Ty trzeci polecisz Na łąkę, na rosę, Będziesz uczył piosnek Te pastuszki bose. DLA KOGO KWIATY. — Cóż to tam za chłopczyk taki Zrywa w zbożu śliczne maki? Ach, to Staś, braciszek Zosi, Na wianki jej kwiaty znosi! Ej, Zosieńko, moja miła, Na co ci to wszystko kwiecie, Kiedyś wianek już uwiła? Dosyć masz jednego przecie! — O, niechaj się pan nie boi, Ten wianuszek nie stracony! Tam na drodze krzyżyk stoi, Czarny krzyżyk pochylony. Dokoła go ocieniły Cztery brzózki i topola, A na krzyżu Jezus miły Strzeże wioski, strzeże pola. Ledwo zorza wstanie zrana, Krzyż w promieniach wioskę budzi, Bo Pan Jezus, proszę pana, Bardzo kocha biednych ludzi. A gdy słonko już się zniża, Gdy ptaszęta w gniazdach posną, Widać jeszcze z tego krzyża Jego ciemną twarz litosną. W Jego straży i opiece Śpią te łany, śpią te chaty, I ta modra woda w rzece, I te lasy, i te kwiaty. On i dzieci małe kocha, I strzeże je ode złego... Widzi pan, ten wianek Zocha Dla Jezusa zwija tego! PAN FRANCISZEK. Nic milszego, powiem szczerze, Jak widok pana Franciszka, Kiedy się do książki bierze, Aby uczyć z niej braciszka. Pan Franciszek — to nie Franio! Franio... także mi osoba! Co to musi chodzić z nianią, Tam, gdzie niani się podoba! Pan Franciszek rok dziewiąty Zaczął jakoś w same żniwa; W szkole, w ławce siedzi piąty, I powagi tam zażywa. Pan Franciszek nie tak dawno Był ot sobie! to ni owo! Nawet powiem rzecz zabawną, Nie dorastał stołu głową! Aż w tym roku — co za zmiana! Nie uwierzyłby nikt zgoła, Wyrósł raptem aż na pana, I jest wyższy, gdzie! od stoła! Zaraz nabrał innej miny: Ręce czyste, kurtek nie drze, A przygładza tak czupryny, Jak profesor na katedrze. II. Dawniej... różnie to tam było: Ojciec go woła do gości, A tu ciągnij z kąta siłą, Myj, przebieraj jegomości!... A przy stole! Mój Ty Boże! Toć i wspomnieć dziś niemiło, Sam Antoni tylko może Opowiedzieć, jak to było. Teraz kiedy szastnie nogą, W prawo, w lewo się ukłoni, To napatrzeć się nie mogą Stara niania i Antoni. A czy wiecie, skąd te zmiany, Skąd tak grzeczny pan Franciszek? Oto podrósł Jaś kochany, Jaś najmilszy, Jaś braciszek. Dla braciszka to przykładu Tak się panicz ślicznie sprawia, Taki czysty do obiadu, Tak przystojnie się zabawia. Dla nauki to braciszka Tak do książki rad się bierze. — Ja szanuję — powiem szczerze, Za ten takt pana Franciszka! STEFEK BURCZYMUCHA. O większego trudno zucha, Jak był Stefek Burczymucha... — Ja nikogo się nie boję! Choćby niedźwiedź... to dostoję! Wilki?.. Ja ich całą zgraję Pozabijam i pokraję! Te hijeny, te lamparty, To są dla mnie czyste żarty! A pantery i tygrysy Na sztyk wezmę u swej spisy! Lew!... Cóż lew jest? — kociak duży! Naczytałem się podróży! I znam tego jegomości, Co zły tylko kiedy pości. Szakal, wilk?... Straszna nowina! To jest tylko większa psina!... (Brysia mijam zaś zdaleka, Bo nie lubię, gdy kto szczeka!) Komu zechcę, to dam radę! Zaraz na ocean jadę, I nie będę Stefkiem chyba, Jak nie chwycę wieloryba! — I tak przez dzień boży cały Zuch nasz trąbi swe pochwały. Aż raz usnął gdzieś na sianie... Wtem się budzi niespodzianie, Patrzy, a tu jakieś zwierzę Do śniadania mu się bierze. Jak nie zerwie się na nogi, Jak nie wrzaśnie z wielkiej trwogi — Pędzi, jakby chart ze smyczy... — Tygrys, tato! tygrys! — krzyczy. — Tygrys?... ojciec się zapyta. — Ach, lew może!... miał kopyta Straszne! Trzy czy cztery nogi, Paszczę taką! Przytem rogi... — Gdzież to było? — Tam na sianie, Właśnie porwał mi śniadanie... Idzie ojciec, służba cała, Patrzą... a tu myszka mała, Polna myszka siedzi sobie I ząbkami serek skrobie!... DIDKO. Była sobie Julcia mała, Co się ciągłe przeglądała. Ot, tak się jej uroiło, Że jest sobie bardzo miłą. Od lusterka do lusterka Biega, patrzy, oczkiem zerka, A jeżeli gdzie przysiadła, To na pewno wprost zwierciadła. Nieraz stara Tomaszowa Grozi Julce: „A pfe, brzydko! Panna nie wie, że się chowa Za każdziutkiem lustrem Didko, Co to ma słomiane nogi, A na głowie kozie rogi? Jeszcze, nie daj Boże, kiedy Dopyta się panna biedy!” — Ale Julcia ani pyta: — Co tam baje Tomaszowa! Niema Didka, wiem i kwita. Za lustrem się pająk chowa, Jak nie zmiotą pajęczyny... Didko?... Także! Czyste drwiny! Tomaszowa głową kiwa: — No, niech panna nie wyzywa, Bo jak kiedy co zobaczy, To zaśpiewa mi inaczej! Aż raz tata banię sprawił I w ogrodzie ją postawił. Szklana bania figle stroi: Jedno skraca, drugie dwoi, Tamto wydmie, to wypaczy, Słowem, wszystko w niej inaczej. Jaki taki tam przystanie, Jaki taki spojrzy w banię, Ramionami z śmiechem wzruszy; Bo też co to tam za uszy, Co za nosy, co za zęby, A nad wszystko — jakie gęby! Ale nasza Julcia mała Wcale o tem nie wiedziała. Wnet jej błyska myśl szczęśliwa: Lustro szklane, bania szklana, Więc zobaczy się jak żywa, Jak laleczka malowana! Biegnie, patrzy... Kto to taki? Nos ogromny, do tabaki; Uszy sterczą jak u sowy, Oczy ledwo widać z głowy, A od ucha aż do ucha Gęba brzydka, jak ropucha.. Patrzy, patrzy... aż nad głową Sterczy coś... ni to, ni owo... Może gałąź jakaś właśnie... Rusza się, jak kozie rogi... „Didko! Didko!” — Julcia wrzaśnie I puszcza się pędem w nogi. Próżno stara Tomaszowa Tuli Julcię i tłumaczy... Julcia zaraz oczki chowa, Kiedy lustro gdzie zobaczy. Lustro dobre jest w potrzebie: Czas w niem tracić jest rzecz brzydka. Kto się zbyt wpatruje w siebie, Prędzej, później ujrzy — Didka! NAD RZEKĄ. Z kamyka na kamyk, aż nad samą rzeczkę, A gdzież to, panienko, pchasz swoją łódeczkę? Czy na bystrą falę, na modrą głębinę, Czyli między trawy i zieloną trzcinę? A na tej głębinie tam się rybka pluska, Tylko jej pod słonko świeci srebrna łuska... A między tą trzciną złoty kaczor pływa, Tylko się kaczuszkom u brzegu odzywa... A na tej głębinie słonko się przejrzało, Złotemi iskrami rzeczkę zasypało. A u tego brzegu trzcina szepce, gada, Prześliczne powieści dzieciom opowiada. Szumi wiater, szumi, żagielek wydyma, Braciszek się boi, za sukienkę trzyma. Nie bój się, braciszku, nie pójdę ja w wodę. Bo tam wodny dziadek ma zieloną brodę. Ma zieloną brodę, ma zielone oczy, Małe dzieci chwyta, jak je tylko zoczy. A te małe dzieci mają kłopot wielki, Muszą mu nawlekać perłami muszelki. Muszą mu nawlekać czerwone korale, A on jeszcze bije, jeść nie daje wcale. Nad tą modrą rzeczką, strzeż się, panieneczko, Bo cię porwie dziadek z tą twoją łódeczką. O, widać, już widać tę zieloną brodę, Strzeżcie się, dziateczki, nie chodźcie nad wodę! PIOSENKA DZIECI. STAŚ. Chciałbym ja mieć dwa skrzydełka Z polotnemi pióry, Chciałbym bujać, jak skowronek, Do słonka! Do góry! ZOSIA. Chciałabym ja śpiewać cudnie, Jak słowiczek w lesie, Gdy srebrzystym się głosikiem Po rosie zaniesie. STAŚ. Chciałbym bujać, jak skowronek, Do samego nieba, A zaś wrócić na te pola, Co nam dają chleba. ZOSIA. Jak słowiczek, gdy się głoskiem Srebrzystym rozdzwoni, Chciałabym tak śpiewać cudnie, Na łące, na błoni. STAŚ. A na polach mroczne chaty, W chatach biedne dzieci, Przyniósłbym im trochę słonka, Co tam w górze świeci. ZOSIA. A jakby im smutno było, Na sercu żałośnie, Śpiewałabym taką piosnkę, Co z niej radość rośnie! BOŻY DZWONEK. Znam ja dzwoneczek, co w ranny czas Rozbrzmiewa głoskiem w pole i w las: — Ludzie i ptacy, Wstańcie do pracy, Świt woła was! — Znam ja dzwoneczek wieczornych zórz, Co wiosce dzwoni i wszerz i wzdłuż: — Dość trudu, pracy, Ludzie i ptacy Spocznijcie już! — I wyżej, wyżej, w błękitną toń Głos srebrny płynie nad naszą błoń: Miedzą zroszoną Kmieć idzie z broną I wznosi skroń. Ej ty ptaszyno, znam ja cię, znam! Wysoko latasz u słońca bram, Tyś skowroneczek, Boży dzwoneczek, Co dzwoni nam! GOSPOSIA. Ach, Stasieńku mój złoty, Co też ja mam roboty! Czy uwierzysz, kochanie, Że mi czasu nie stanie? Ledwie oczy otworzę, Słucham — świergot na dworze, A na okno mi spada Głodnych wróbli gromada. Ani, ani się ruszyć: Zaraz bułkę im kruszyć, Zaraz godzić ich swary. Taki naród ten szary! Wyjdę, wyjrzę — przed domem Stoi z gardłem łakomem Żóraw, ślepy nieboże, Już nic widzieć nie może. Żóruś, Żóruś, biedaku! — Masz tu grochu w przetaku, Masz tu wody miseczkę, Podjedz sobie troszeczkę! Żóraw głos mój rozumie, I dziękuje, jak umie: — Krruu!... Krruu!... krzyczy, co znaczy: — Niech mi panna przebaczy! Ledwie odszedł, w te pędy Leci kokosz z swej grzędy, I prowadzi kurczęta, Gdacząc, jakby najęta. Kokosz lśniąca i czarna, Wiem ja dobrze, chce ziarna, A dla dzieci chce prosa, Oczkiem strzela zukosa... Ha! Niełatwo to będzie: Trza do Pawła w orędzie, Kiedy poślad odmierza Dla szafarki z śpichlerza... Mój Pawełku! Mój stary! Dajże prosa z pół miary, To nasypię dla kurki, Co ma żółte pazurki!... Stary Paweł marudzi: — Ej, panienka bo nudzi! I nie warta ta czarna, Co już zjadła nam ziarna! Niby gderze i stęka: — Ej, jak nudzi panienka! — Niby siwy wąs szczypie, Ale prosa nasypie! Zbędę jednej hołoty, A tu insze kłopoty! Jabłka lecą z jabłoni: Hej! kto pierwszy dogoni? Biorę fartuch Małgosi, Co od święta go nosi, Raz! dwa! I już fartuszek Pełen ślicznych jabłuszek... Myślisz, że je zjem może? Ale, gdzież tam! broń Boże! Do jednego je kładę W skrzynię, albo w szufladę. A dopieroż w śpiżarni! To rozpostrzyj, to zgarnij, Licz słoiki na półce, Dogódź każdej gomółce. Przebierz groszek łuskany, Odpędź muszki z śmietany, Miej o wszystkiem staranie, To nie żarty, mój panie! Myszka! Tuś mi, psotnico, Wczoraj w mleko z donicą, A dziś wpadłaś w pułapkę? Na słoninkę masz chrapkę? Ale ci się nie uda! Zatrzasnęła się buda... Trzeba wołać Franciszka: — Myszka! W łapce jest myszka! Lecę, biegnę, uciekam... Ani chwilki nie zwlekam. Ach, Stasieńku mój złoty, Co też ja mam roboty! WESOŁY JANEK. Czemu sobie nie mam śpiewać, Kiedy w sercu tak wesoło? Co się chmurzyć, czego ziewać, Gdy tak cudny świat wokoło: Hejże ha! piosnko ma! Ranny wietrzyk tobie gra! Pluszcze rybka w modrej wodzie, Bo sloneczko[1] jasne czuje, Ptaszek cieszy się pogodzie, A ja sobie wyśpiewuję: Hejże ha! piosnko ma! Modra rzeczka tobie gra! Leci z ula złota pszczoła Na kwieciste łąk kobierce; A mnie cieszy myśl wesoła, Co jak miód się sączy w serce: Hejże ha! piosnko ma! Złota pszczółka tobie gra! Dosyć czasu, by się smucić, Gdy już będę stary, siwy; Czemu teraz nie mam nucić, Gdym wesoły, gdym szczęśliwy: Hejże ha! piosnko ma! Sama wiosna tobie gra! MUCHY SAMOCHWAŁY. U chomika w gospodzie Siedzą muchy przy miodzie. Siedzą, piją koleją, I z pająków się śmieją. Podparły się łapkami Nad pełnemi kuflami. Zagiął chomik żupana, Miód dolewa do dzbana. — Żebyś, kumo, wiedziała, Com już sieci narwała, Com z pająków nadrwiła, Tobyś ledwo wierzyła! — Moja kumo jedyna! Czy mi pająk nowina? Śmiech doprawdy mnie bierze... Pająk!... Także mi zwierzę! — Żebyś, kumo, wiedziała, Trzem pająkom bez mała, Jak się dobrze zasadzę, Trzem pająkom poradzę!... — Moja kumo kochana! (Chomik! dolej do dzbana!) Moja kumo jedyna, Czy mi pająk nowina? Prawi jedna, to druga, A tu z kąta coś mruga... Prawi czwarta i piąta, A coś czai się z kąta. Pająk ci to, niecnota, Nić — tak długą — namota! Zdusił muchy przy miodzie, W chomikowej gospodzie. W SZKOLE. CHŁOPCZYK. Ej ty szkoło, nudna szkoło! Wcale w tobie niewesoło. Tu rozmyślasz o zabawce, A tu siedź kamieniem w ławce I patrz w książkę z drobnym drukiem. GŁOS. Ale brzydko być nieukiem! CHŁOPCZYK. Rozwinęły się już drzewa, Lada wróbel sobie śpiewa, Lada motyl sobie leci, Gdzie mu kwiatek się zakwieci, A ty w szkole... w zimie, w lecie! GŁOS. Ale głupim źle na świecie! CHŁOPCZYK. Ławka twarda, niegodziwa... Czasem aż mnie coś podrywa, Żeby chociaż kilka chwilek Jak ptak bujać, jak motylek, Żeby wybiec w łąkę... w pole... GŁOS. Próżniak, kto się nudzi w szkole! NA FUJARCE. A paścież mi się owieczki W tej bujnej trawce. Niechaj-że ja sobie pogram Na tej ligawce: Oj da dana! Oj da dana! Na tej ligawce. A tam w polu porykują Dwie krówki nasze, Dziwują się graniu memu, Choć mają paszę. Oj da dana! Oj da dana! Choć mają paszę. Dziękuję ci, mój braciszku, Mój ty jedyny, Żeś wykręcił fujareczkę Dla mnie z wierzbiny. Oj da dana! Oj da dana! Dla mnie z wierzbiny! Dziękuję ci, śliczna wiosno, Zielony maju, Za to jasne, modre niebo, Za kwiaty w gaju, Oj da dana! Oj da dana! Za kwiaty w gaju! Dziękuję ci, wierzbo nasza, Wierzbo pochyła, Żeś mi moją fujareczkę Grać wyuczyła. Oj da dana! Oj da dana! Grać wyuczyła! CO GOŁĄBKI WIDZĄ. Na naszem podwórku Pełno krzyku, wrzasku, Trzepocą się gołąbeczki Na tym złotym piasku. Trzepocą się gołąbeczki, Nim w słonko ulecą, I w powietrzu cichem, modrem, Jak srebrne zaświecą. — A wy, miłe gołąbeczki, Gdzieżeście latały? Powiedzcież nam, jak wygląda Ten boży świat cały? — Świat to, dzieci, jest ogromny, Wielkie lądy, morza, A nad niemi błękitnieją Niebieskie przestworza. Na niebiosach słonko stoi Wysoko, wysoko, Opatruje ziemię całą Jego złote oko. A pod słonkiem klęczą góry, Karpatowe szczyty I podnoszą skalne głowy W przejasne błękity. A z gór lecą jasne zdroje, W oną Wisłę cieką, Co to idzie aż do morza, Daleko, daleko... A nad Wisłą leżą pola, Chwieją złote kłosy, Na nizinach łąki pachną, Wysrebrzone w rosy. A po skrajach, het, daleko, Szumią ciemne bory, Szemrzą gaje i dąbrowy W te letnie wieczory... Tu, tam, sterczy gród zamkowy I kościelne wieże, Wioski do nich tulą głowy, Czarny krzyż ich strzeże... A po wioskach lud w sukmanie Kraje pługiem role, A skowronek przyśpiewuje Lecący nad pole. — — Ach, jak ślicznie! Ach, jak cudnie! Gołąbeczku miły! A czy widać dom nasz stary, I ten płot pochyły? A czy widać, jak przed progiem Mama dzieci pieści? Jak nam dziaduś opowiada Prześliczne powieści? A czy widać, jak się Burek Na słońcu wygrzewa? Jak słowiczek szary w krzaku Cudną piosnkę śpiewa? A czy widać, jak do ula Leci pszczółka złota? Jak we wrota nasze wchodzi Uboga sierota? — Widać, dzieci ukochane, Widać, jak na dłoni... Uśmiecha się do was słonko Złote blaski roni. Uśmiecha się do was słonko Promieńmi złotemi, Błogosławi naszym progom I tej całej ziemi! JASKÓŁKA. Jaskółeczka do nas wraca Z oddalonej drogi. Śpiewem wita wioskę miłą, Miłej chaty progi. Przez trzy morza, przez trzy góry Światem przeleciała, Przecież drogie gniazdko swoje Odrazu poznała. Jakże poznać go nie miała, Nie trafić do niego, Kiedy je tu serca nasze Całą zimę strzegą? Jakże poznać go nie miała, Nie śpieszyć z powrotem, Kiedy je tu słonko nasze Malowało złotem? Słonko złotem malowało, A jutrzenka różą, A te snopy strzechy naszej Chroniły przed burzą... Jaskółeczko, drogie ptaszę, Bądź nam powitana! Budź-że ze snu wioskę naszą Piosenką od rana. A ty kotku, ty psotniku, Nie czyń-że jej szkody, Niech swobodna z pieśnią buja Nad pola, nad wody! Jaskółeczka do nas leci Z wesołą nowiną, Już niedługo śliczne kwiaty Z pąków się rozwiną. Już niedługo brzoza biała Gałązki rozchwieje, A ten czarny, pusty ugor Zbożem zarunieje. Jaskółeczka w niebo leci Wysoko, daleko, Wie zawczasu, kiedy rzeki Do morza pocieką. Wie zawczasu, kiedy strumyk Brzegi swe zakwieci, Wypatruje złotą zorzę, Czy w okienko świeci. Jaskółeczka promień słońca Na skrzydełku nosi, O tę rosę, o tę jasną, Srebrnej chmurki prosi. Srebrna chmurko, złota chmurko, Rozpłyń-że się w rosę, Posyp dziatkom perły swoje Pod te nóżki bose. Posyp-że im perły swoje Na te jasne głowy, Niechaj rosną, jako kwiaty Wśród naszej dąbrowy! NIEZABUDKA. Mam ja ogródeczek Śliczny, choć malutki, W moim ogródeczku Rosną niezabudki. Niezabudki rosną, Co je mama siała, Żebym na jej słowa Zawsze pamiętała. Kiedy rankiem wyjdę Do mego ogródka, — Dzień dobry, Zosieńko, Mówi niezabudka. — Dzień dobry, Zosieńko, Dzień dobry, dziecino! Niech ci wszystkie chwile Pożytecznie płyną. Gdy wezmę książeczkę, Albo też robótkę, Zaraz sobie wspomnę Moją niezabudkę. Moją niezabudkę, Co mi tak mówiła: — Nie trać darmo czasu, Moja Zosiu miła. Gdy się z Julcią gniewam, Choćby też na krótko, Nie śmiem się przywitać Z małą niezabudką. Mała niezabudka To mi tak mówiła: — Żyj z siostrzyczką w zgodzie, Moja Zosiu miła. Lecz gdy dzionek przejdzie Grzecznie i cichutko, To mówię: dobranoc, Mała niezabudko! Mała niezabudko, Coś mi tak mówiła: — Kto dobry, śpi błogo, Moja Zosiu miła! ŚWIERSZCZYK. Wicher wieje, deszcz zacina, Jesień, jesień już. Świerka świerszczyk z za komina, Naszej chatki stróż. Świerka świerszczyk co wieczora I nagania nas: — Spać już, dzieci, spać już pora, Wielki na was czas! — Mój świerszczyku, bądź-że cicho, Nie dokuczaj nam. To uparte jakieś licho, Śpijże sobie sam! A my komin obsiądziemy Dokolutka wnet, Słuchać będziem tego dziadka, Co był w świecie — het! Siwy dziadek wiąże sieci, Prawi nam aż strach! A tu wicher wskroś zamieci Bije o nasz dach! Dziadek dziwy przypomina, Prędko płynie czas; Próżno świerszczyk z za komina Do snu woła nas! Z LASU. Poszły dzieci na jagody, Dla mamy, dla taty, Rozesłał im las pod nogi Królewskie makaty. Rozesłał im las pod nogi Same aksamity, Mchu kobierzec różnowzory, Kwiateczkami szyty. A w tym lesie szumy grają I dziwne muzyki, Echa echom podawają Wołania i krzyki. A w tym lesie głos się niesie, Brzmią wesołe pieśni, Cudnie dziatkom przynucają Śpiewaczkowie leśni. A w tym lesie dęby stare Trzęsą siwą brodą, Długie tajne rozhowory Między sobą wiodą. Stare dęby, ojce stare Dawne wieści prawią, Tych dziateczek jasne głowy Szumem błogosławią. A dziateczki chylą czoła, Zasłuchane w szumie, Które w sobie ma anioła To tę wieść zrozumie. Oj ty lesie, miły lesie, Bądź nam pozdrowiony! Już żegnamy pieśni twoje I twój dom zielony. A CO WAM ŚPIEWAĆ. A co wam śpiewać, laleczki? Bo umiem różne piosneczki: Takie piosneczki i pieśni, O jakich lalkom się nie śni! Umiem piosenki z nad łąki, Tak jak je nucą skowronki, Kiedy piórkami szaremi Pod niebo lecą od ziemi, Nad ziemią lecą i dzwonią, Nad polem naszem, nad błonią. Umiem piosenkę jaskółki, Gdy lata koło rzeczułki, I wdzięcznym głoskiem coś nuci, Czy się weseli, czy smuci, Albo na gniazdko gdy leci, I śpiewa do snu dla dzieci. Umiem piosenkę żniwiarzy, Gdy pot im ścieka po twarzy, A oni, brzęcząc w swe kosy, Tną żyto srebrne od rosy, I głos roznoszą daleki, Aż echo wtórzy od rzeki. A chcecie piosnek wieczoru, Gdy idą owce z ugoru, I krówka z rżyska łaciata... Gdy trzaska stary Jan z bata. A ponad wszystkiem fujarka Dźwięczy małego owczarka? O! u nas piosnek bez liku! Tyle, co kropel w strumyku, Tyle, co liści na drzewie, A skąd się biorą, nikt nie wie. Tak już w powietrzu ot płyną, Nad naszą wioską jedyną. Więc co wam śpiewać, laleczki? Bo umiem różne piosneczki — Takie piosneczki i pieśni, O jakich lalkom się nie śni! DZIADEK PRZYJDZIE. Dziadek dzisiaj przyjdzie, W wielkiem krześle siędzie, Śliczne mi powieści Opowiadać będzie. Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło! Wy, złote iskierki, sypcie mi się wkoło! Dziadek dużo widział, Dużo ziemi schodził; Już sam nie pamięta, Kiedy się urodził. Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło! Wy, złote iskierki, sypcie mi się wkoło! Jak nam dziadek zacznie Prawić różne dziwy, To świat dawny staje Przede mną jak żywy. Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło! Wy, złote iskierki, polatujcie wkoło! I dawne zagrody, I ludzie i pieśnie... Do rana samego Marzą mi się we śnie! Pal mi się, ogieńku! Pal mi się wesoło! Wy, złote iskierki, polatujcie wkoło! NASZ DOMEK KOCHANY. O jakże jak kocham Ten nasz domek drogi, Te bieluchne ściany, Te lipowe progi! O jakże ja kocham I ten dach pochyły, Co się na nim wiosną Bociany gnieździły! Ten nasz domek stary Nie od dzisiaj stoi, A przecież się burzy Ni wichrów nie boi! Ten nasz domek stary Słyszałem od taty, Dziad naszego dziada Budował przed laty. Dębowe przyciosy, Modrzewiowe ściany, A dach rozłożysty Słomą poszywany. Świeci nasza strzecha Jakby szczerem złotem, A dokoła sady Obwiedzione płotem. Jeszcześ nie zajechał Do naszego płota, A już się przed tobą Otwierają wrota. Jeszcześ nie przestąpił Lipowego proga, Już cię sam gospodarz Wita w imię Boga. A witaj-że, gościu, Witaj, pożądany! Kłaniają się tobie Te bieluchne ściany! Kłaniają się tobie Te ławy i stoły, I ten wielki komin I ogień wesoły. Na prawo świetlica, Na lewo komnatka, Tam brząka w kluczyki Nasza droga matka. W wesołej świetlicy Goście bawią radzi, A w białej komnatce Matka nas gromadzi. Tam nasze wesele, Tam słodkie przysmaki... Lecim do komnatki Jak do gniazda ptaki! W świetlicy na ścianie Wisi obraz włoski: W czarnej długiej szacie, Jan to Kochanowski. W czarną długą szatę Z żalu się odziewał, Gdy o swej Urszulce Pieśni cudne śpiewał. I dalej znów wisi Ten to król Jan Trzeci, Co ma srogie wąsy I na Turka leci. A dalej Kordecki Pomiędzy oknami, Co to lubił jadać Kaszę ze Szwedami. Przed kominem ława, Ojciec na niej siada: Cudne nam historje Zimą opowiada. A latem to kwiecie Aż się w okna ciśnie... Białe bzy, jaśminy I rozkwitłe wiśnie. Pełno tu zapachu, Pełno słodkiej ciszy, Lekko, błogo tutaj Serce moje dyszy. Za białą świetlicą Są izby czeladne; Oj, nieraz ze śmiechem I z krzykiem tam wpadnę. I Brysia za uszy, I jazda dokoła! A stara Pawłowa Wciąż woła, a woła! A niechaj tam sobie! Pogłaszczę babinę, A ona też zaraz: „Oj dziecko, jedyne!” Bo w starym się domu Obyczaj ten chowa, Że kocha paniątka Ta czeladź domowa. I chucha, i chucha, Jak gdyby na swoje... „A miłe! A słodkie! Tysiączkiż wy moje!” O, jak cię nie kochać, Ty domku nasz drogi! Wy ściany bielone, Lipowe wy progi! NA CO DZWONKI DZWONIĄ. Zgadywały Jania z Bronią, Na co leśne dzwonki dzwonią, Gdy najrańszy promień zorzy Pierś liljową im otworzy? Czy na pacierz, do kościoła, Gdzie się polne modlą zioła? Czy do szkoły, do nauki, Budzą ze snu leśne żuki? Czy na strugę — niechaj bieży, Czy na wiatrek, by wiał świeży, Czy na pszczółki, by w zawody Brały z kwiecia słodkie miody? Czyli na zajączki może, Niech chowają się we zboże? — Różnie, różnie zgadywały... Wtem tak rzecze dzwonek mały: — My, dzwoneczki, dzwonim na to, Żeby w każdą wiosnę, lato, Serca dziatek, co w nich siły, Coraz żywiej, żywiej biły! Żeby biły dla tych pszczółek, Dla strumieni, kwiatów, ziółek, Dla zbóż z kłosy złocistemi, Dla tej całej matki ziemi! O LODNIKU. Był raz Lodnik stary, Co w piersiach od młodu, Niewiedzieć dlaczego Nosił serce — z lodu. Choć wiosna przygrzewa, Choć kwiecą się maje, — Lodnikowi zimno, Serce mu nie taje. Choć w zbożach brzmią kosy, Choć dźwięczy piosenka, — Lodnikowi zimno, Aż zebami[2] szczeka[3]! Choć świeci słoneczko Z błękitnego nieba, — Lodnikowi zimno, Kożucha mu trzeba! Hej! dam ci ja radę, Ty, Lodniku stary! Idź ty nad Wisełkę, Gdy płyną galary. Idź ty nad Wisełkę, Gdy się zorza pali, Zanuć z flisakami Ku tej modrej fali. Przylgnij szczerze piersią Do tych traw kobierca, Zobaczysz, że zbędziesz Lodowego serca. PRZY MROWISKU. Co to się tak rusza nisko? — To, dziateczki, jest mrowisko. Czyście nigdy nie widziały, Jak ten naród żyje mały? O, to światek jest ciekawy! Ma on swoje ważne sprawy, A choć drobny, tak się trudzi, Że zawstydza dużych ludzi. Miastem mrówek jest mrowisko. Budują je przy pniu blisko, By gałęzi dach zielony W deszcz przydawał im ochrony. Wnet tam domy i ulice Wznoszą pilne robotnice, Wnet budują mosty, wały, — Taki zmyślny ludek mały. Co igliwia tam naniosą, Co żywicy z ranną rosą, Co wszelakiej tam zdobyczy, Tego, dziatki, nikt nie zliczy! Mały, duży się przykłada... Każdy ma — gdy ma gromada, Zyska gniazdo? — Każdy zyska — Takie prawo jest mrowiska. Gdy już miasto się podniesie, Biją drogi skroś po lesie... Jedne suchą, ciepłą porą Na zapasy żywność biorą. Inne — słomkę drobnej miary Ciągną cości we trzy pary, Czasem — w sto — dźwigają z gąszcza Muchę, osę, lub chrabąszcza. — I poradzą? — — A poradzą! Bo i bąkom się nie dadzą. Jedna — nicby nie zrobiła, Lecz mrowisko — to jest siła! Widzicie tam tego bąka, Jak w ostrogi złote brząka, Jak to huczy, w bęben bije! Jaką to ma grubą szyję! Patrzcie! Mrówki całą rzeszą Na obronę miasta śpieszą... Wszystkie rzędem w jedną stronę Rożki mają nastawione. Wszystkie zwartym idą szykiem, Za swym wodzem naczelnikiem, Wszystkie w jedno, co sił, mierzą; — Zmiataj, bąku, nim uderzą! LIST MOTYLKA. Drogie dzieci! — Właśnie krawiec Nową przyniósł mi kapotę. Atłas przedni, haftowany W kółka modre, w kółka złote. Na to płaszczyk z grodeturu, Szyty brzegiem w piórka pawie, Że i trudno coś takiego Widzieć we śnie, lub na jawie! Krój foremny, pierwszej mody, Na podszewce skroś sajeta... Wprawdzie słony był rachunek, Ale co za toaleta! Naturalnie, żem się musiał Z mojej szarej kamienicy Wyprowadzić w takim stroju, I dziś — mieszkam na ulicy, Na tej samej, Ogrodowej, Gdzie biegacie wszystko troje, I drżę z strachu, gdy was widzę, O te nowe szaty moje. Otóż błagam, drogie dziatki, Co mam głosu, co mam siły, Tej przecudnej toalety Żebyście mi nie zniszczyły! Broń was Boże za płaszcz chwytać I oglądać mą kapotę, Bo mi zaraz poczernieją Kółka modre, kółka złote! Broń was Boże, i podszewkę Przepatrywać nadto zbliska, Bo się zaraz na sajecie Rączek waszych ślad odciska! Liścik ten wam Wietrzyk wręczy Za niedługich kilka chwilek... Pamiętajcie prośbę moją! Ściskam bardzo! Wasz Motylek. SIEROTO! PTASZKOWIE. Sieroto, sieroto, Co masz główkę złotą, W oczach błękit nieba, Czego ci potrzeba? MARYSIA. Nie trzeba mi srebra, Nie trzeba mi złota, Jeno onej wierzby U własnego płota! PTASZKOWIE. Sieroto, sieroto, Co masz główkę złotą, Czy wody, czy chleba, Czego ci potrzeba? MARYSIA. Nie trzeba mi chleba, Nie trzeba mi wody, Tylko tej rodzonej, Domowej zagrody! PTASZKOWIE. Sieroto, sieroto, Co masz główkę złotą, Czego sobie pragniesz, Proś-że teraz o to! MARYSIA. O, moi ptaszkowie, Mam was prosić o co? Niechże mi się przyśni Matuleńka nocą. JAK TO W NASZYM DWORZE. W naszym starym dworze Są dębowe ściany, Jest ganek na słupkach Ślicznie zbudowany. Przed gankiem bzy kwitną, Jaśmin pachnie wiosną, Najpiękniejsze róże Latem tutaj rosną. Wielka stara lipa Ganek nasz ocienia, Pełne słodkiej woni I pszczółek brzęczenia. Pod lipą na ławce Stary dziaduś siada, I śliczne historje Nam, dzieciom, powiada. I wąsa siwego Pokręca „mosanie!” To targnie go na dół, To w oku łza stanie. A my tak słuchamy, Jak trusie, wpatrzeni, A słońce zachodzi Wśród złotych promieni. To śnią nam się dziwy Przez całą noc potem, Aż kogut nas zbudzi, Co pieje za płotem. W sień z ganku się idzie. Nad drzwiami w tej sieni, Z wielkiemi rogami Łeb sterczy jeleni. Tu lisia paszczęka Kły ostre wytyka, I głowa ogromna Rozpiera się dzika. Tu jastrząb skrzydliska Rozpostarł od góry, I patrzy, jak żywy, I ostrzy pazury... Ten jastrząb niecnota Narobił nam szkody... Maleńkie kaczątka Porywał nam z wody. Więc zabił go z fuzji I wypchać dał tata, I teraz tu wisi, I wcale nie lata! I puhacz jest jeszcze, I brzydkie dwie sowy, Co przyniósł je z boru Walenty, gajowy. Tu smycze na charty, I torby borsucze, (Ja także się strzelać Niedługo nauczę!). A starą tę strzelbę Walenty mi sklei, I pójdę z tatusiem Na wilki do kniei! Na prawo, na lewo, To idą pokoje, Tam z mamą się uczą Siostrzyczki dwie moje. I jedna i druga Pomaga już mamie, To jabłka obrywa, (Gałęzie też łamie!) To idzie do sklepu, Gdzie nabiał zebrany, (Jak wróci, to takie Ma wąsy z śmietany!) A dziecko zobaczą, To wszystko-by dały — A biedny! A śliczny! A chudy!... A mały! To zaraz go jedna, To druga znów bierze, To buzię mu myje, To fartuch mu pierze. To wstążki mu wiążą Z warkoczy, pod szyją, To mało się z sobą O niego nie biją. A kota potrącić?... — A, kotuś!.. A, szkoda! — Aż piszczą, aż płaczą!... Już taka ich moda! Ja kocham je bardzo, Bo dobre ogromnie! Lecz chłopiec, to lepiej Pasowałby do mnie! Gdy jesień już minie I zima przyleci, To wszyscy siadamy, Gdzie wiąże Piotr sieci. I ogień tak trzaska, I iskry tak świecą, I bajka za bajką Ze śniegiem tam lecą. A wicher zahuczy Po mroźnem gdzieś niebie, To zaraz się bliżej Tulimy do siebie. Wtem nagle drzwi skrzypną — Pochwalon! — ktoś powie. Wszedł biedny podróżny W kapturze na głowie. My dzieci już w strachu, Za pasem już nogi... A przybysz: — Z dalekiej Powracam ja drogi — I stoi i patrzy, Oparty o ścianę, I łzy mu u rzęsów Tak świecą jak szklane... A tata do niego: — Gość w chacie — Bóg w chacie — Siądź z nami u ognia I ogrzej się, bracie! I idzie podróżny I mówi: — O Boże! Błogosław te progi I ściany w tym dworze. O CZEM PTASZEK ŚPIEWA. A wiecie wy, dzieci, O czem ptaszek śpiewa, Kiedy wiosną leci Między nasze drzewa? Oj, śpiewa on wtedy Piosenkę radosną: „Przeminęły biedy, Gaj się okrył wiosną!” Oj, śpiewa on sobie Z tej wielkiej uciechy, Że do gniazda wraca, Do swej miłej strzechy. Latał on za góry, Latał on za morza... Za nim ciężkie chmury, Przed nim złota zorza. Teraz się zmieniła Pogoda na świecie; Nasza wiosna miła Odziała się w kwiecie... Tak i dola nasza, Choć nam się zasmuci, Wróci nam z piosenką, Z słoneczkiem nam wróci!... NASZA KSIĄŻECZKA. Nasza książeczka, jak żywa, Głosem się prawie odzywa, Różne historje powiada, I z dziećmi bawi się rada! Czasem to głos ma ten samy, Jak gdyby właśnie u mamy... Albo jak tato nasz drogi, Daje nauczki, przestrogi... Lecz gdy u małych słuchaczy Skruszoną minkę zobaczy, Zaraz piosenkę im nuci, I nikt się długo nie smuci! To znów, jak gdyby umyślnie, Ślicznym obrazkiem zabłyśnie, I jasną tęczą roztoczy Cały nasz światek przed oczy! Czasem, jak gdyby kto rano Wioskę malował kochaną, Z dworem, z ogrodem i z chatą, I z wierzbą od mchów kudłatą... Więc tam i dzieci, i kwiaty, I ptaszek leci skrzydlaty, I kot, i piesek i muszka, I widać nawet pastuszka. Droga na pole, jak długa, Dwa siwe wołki u pługa, Pszczółka w sad leci na miody, A żóraw skrzypi u wody. Nad kołowrotkiem, jak żywa, Babusia stara się kiwa, Wrzeciono kręci i przędzie, A dziatwa wkoło obsiędzie. Więc tam królewna zaklęta Łzami zalewa oczęta, A smok jej strzeże z jabłoni, Co w złote jabłka aż dzwoni. Aż tu rycerze z paradą Na siwych koniach precz jadą, W złotej od słońca kurzawie, Że słychać tętent ich prawie! Czasem na drodze nas spotka Zbłąkana w boru sierotka, Czasem znów domek chędogi, Z białemi ściany i progi... To w kuźni biją gdzieś młoty, To zachód słońca lśni złoty, Aż gwary życia i pieśnie Noc cicha utuli we śnie!... I na nasz domek kochany Zmierzch pada z nieba różany, Więc już książeczkę składamy, Idziem na pacierz do mamy. PASTERECZKA. Oj nie chcę ja być ptaszyną, Co gdzieś leci w dal... Bo tej nasze wioski miłej Byłoby mi żal! Oj nie chcę ja być czółenkiem, Co gdzieś płynie w dal... Bo tych naszych pól i lasów Byłoby mi żal! Oj nie chcę ja być tą chmurką, Co gdzieś wieje w dal... Bo tych naszych wzgórz różowych Byłoby mi żal! Tum wyrosła jako trawka, Jak ten polny kwiat... Tu owieczki będę pasła, Tu mój cały świat! OWCZAREK. Przyleciały chmurki jasne, Jako złota mgła, A owczarek za owcami Na fujarce gra. Dalej, dalej, owce moje, Dalej na pole... Przepłynęły jasne zdroje, Wzięły mi dolę! A i czegóż tak żałośnie, Owczareczku, grasz. Gdy ta młoda ruń nam rośnie, Łan zakwita nasz? Nie pocieszy ruń ta młoda, Nie ukoi mnie: Płyną lata, jako woda, Żyć sierocie źle! Pod ten krzyżyk, pod pochyły, Owce moje gnam, I u starej tej mogiły Na fujarce gram. Wiatr porywa moje słowa, Niesie je gdzieś w dal. Smętnem echem brzmi dąbrowa, Sieroty jej żal. Dalej, dalej, owce moje, Dalej na pole! Przepłynęły jasne zdroje, Wzięły mi dolę! FLISAK. Wędrowały flisy Przez dalekie światy, Przystał do nich Stacho, Od matki, od chaty. Przystał do nich Stacho, Do Gdańska popłynął, I morze zobaczył, I przecie nie zginął! Nie strzegła go matka, Nie strzegła go miła, Tylko ta Wisełka Na tratwie nosiła. Nosiła na tratwie, Na galarze niosła, Śpiewała mu pieśnie, Za tym pluskiem wiosła! Oj masz ty dwie matki, Flisaku, nieboże! Jedna ciągnie do dom, A druga na morze. I sam flisak nie wie, Która lepsza droga? I do Wisły tęskni, I do chaty proga. To na wioskę pojrzy, To pojrzy ku rzece... Miejże was Bóg obie W swej świętej opiece! WIECZÓR W LESIE. W cichą noc, w cichą noc, Strzeże dziatki Boża moc! Jasna gwiazda, niebios oko, Na lazurach lśni wysoko Tam nad lasem hen... I w okienko nasze świeci, Błogosławi dobre dzieci, Aż je w srebrnej nocy ciszę Anioł Boży ukołysze W błogi, błogi sen. Cichy las, cichy las, W ten wiosenny miły czas! Jasny księżyc niebem płynie, Wiewióreczka na drzewinie Siedzi sobie, duma sobie... W górę trzyma łapki obie, A nie widzi nas! Cichy bór! Cichy bór! Już umilknął ptasząt chór, Już konwalja drzemie biała, Już i trawka zadrzemała. Dąb staruszek lasu strzeże, Strumyk szepce swe pacierze, Płynąc kędyś z gór. Cichy gaj! Cichy gaj! Gdy zakwitnie wonny maj, Kiedy w nocny mrok i ciszę Wietrzyk listkiem nie kołysze, Gdy po gniazdkach śpią ptaszęta, Wypoczywa ziemia święta, Ty jej, piosnko, graj! WESELE W MAJU. Jestem panna młoda, Śliczna ma uroda, Ubierają mnie drużeczki, Każda kwiatków doda. Te jedne we włosy, Pełne bujnej rosy, Uplatają mi w wianeczek, Modry, jak niebiosy. Te drugie do rączki, Same świeże pączki, Same bratki i stokrocie Z tej kwiecistej łączki. Te trzecie się w wieńce Wiją po sukience, Same śliczne róże polne, Jak moje rumieńce! Wiosno nasza, wiosno, Jakżeś jest radosną! Jakie cudne pola nasze, Gdy kwiatki wyrosną. Nasza ziemia cała Kwiatem się odziała, I w majowych wieńcach stoi, Jak ta Julcia mała. PANIENKA. Gdzie panienka jest we dworze, Tam nikt smutnym być nie może, Bo panienka i rozśmieszy, I zabawi, i pocieszy. Dzień jej cały pełno wszędzie, Chwilki próżno nie usiędzie, Nigdy sobie, zawsze komu, Jak ptaszyna śpiewa w domu. Czy choroba, czy wesele, Do panienki idą śmiele: Ona druchny śliczne stroi, I choroby się nie boi, Dla Pawłowej fartuch szyje, Lusię małą codzień myje, Wiejskiej dziatwie bajki prawi, Nawet z Brysiem się zabawi. Za nią drób domowy leci, Za nią wróble, za nią dzieci, Każdy czeka od panienki Ziarna, kwiatka, lub piosenki. Jak promyczek złoty słońca, Biega w domu, w koniec z końca, Tu pomoże, tam poprawi, Niech jej Pan Bóg błogosławi! NASZE KWIATY. Jeszcze śnieżek prószy, Jeszcze chłodny ranek, A już w cichym lesie Zakwita sasanek. A za nim przelaszczka Wychyla się z pączka, I mleczem się żółtym Złoci cała łączka. I dłużej już dzionka I bliżej słoneczka... A w polu się gwieździ Biała stokroteczka. A dalej fijołki, Wskroś trawy, pod rosą, W świeżych swych czareczkach Woń przesłodką niosą. A tuż ponad strugą, Co wije się kręta, Niezapominajka Otwiera oczęta. A w gaju, wśród liści, W wilgotnej ustroni, Konwalja bieluchna W dzwoneczki swe dzwoni. A wyjdziesz drożyną Z gaiku na pole, To spotkasz modraki, Ostróżki, kąkole... I maczek tam wilczy Kraśnieje wśród żyta, I różą krzak głogu Na miedzy zakwita. A ścieżką zieloną, Co z górki zstępuje, Srebrzysty powoik Po świecie wędruje... O ziemio ty droga, Ty Boży zielniku! I w polach i w łąkach Masz kwiecia bez liku! SKĄD SIĘ BIORĄ PIOSENKI? — Piosenki, piosenki, Skąd wy się bierzecie? Czy tak wyrastacie, Jako polne kwiecie? Czy na łąki nasze, Na tę ziemię czarną, Razem z deszczem pada Złote wasze ziarno? Czy was cichy wietrzyk Roznosi po świecie? Czy razem z tą chmurką Nad wioską płyniecie? Czy jak ten strumyczek, Co się błoniem wije, Słodka wasza nuta Ze źródełka bije? Czy was jaskółeczka, Co za morze lata, Na czarnych skrzydełkach Przynosi ze świata? Czy was wyoruje Oracz swoim pługiem, Kiedy wołki pędzi Polem równem, długiem? Czy rośniecie z wierzby, U tej modrej rzeczki, Kędy chłopcy w maju Kręcą fujareczki? Czy was ten skowronek, Ten śpiewaczek boży, Wyucza się rankiem U różanej zorzy? Czy was w swych poświstach Szumy naszych lasów Żałośliwe niosą Z dawnych, dawnych czasów? Czy lecicie w iskrach Jasnego ogniska, Co na prządki nasze Złotą łuną błyska? Piosenki, piosenki, Powiedzcież mi przecie, Skąd wy się rodzicie Na tym Bożym świecie? — Ani my z pól kwietnych, Ani z łąk kobierca, Tylko się rodzimy Z młodzieńczego serca. Nie niosą nas szumy, Ani rzeczki fale, Tylko smutek ludzki, Tylko ludzkie żale. Nie uczy nas ptaszę, Ani zorza złota, Tylko łzy sieroce I długa tęsknota... CO MÓWIĄ DRZEWA? DĄB. Dziatki moje, dziatki, Syny i wnuczęta, Kto z was dawne czasy W lesie tym pamięta? O wy dawne czasy, Gdzieście się podziały, Kiedy nad tym lasem Sokoły latały. Sokole, sokole, Starodawny ptaku, Już z twojego gniazda Niema ani znaku. SOSNA. Na wschodzie, na niebie, Tam się palą zorze. Zrąbali sosenkę, Wysłali za morze. A nad owem morzem Siwy orzeł kracze. Sosenka się smuci, Lasu swego płacze. BRZOZA. Leśną ścieżką, wąską drogą Szedł tu żołnierz z chromą nogą; Szedł tu żołnierz, odpoczywał, O swej chacie pieśni śpiewał. A ja pieśni zrozumiałam, Listeczkami zaszumiałam; — Wracaj, wracaj, choć bez nogi, W swojej chatki miłe progi. Zasłużyłeś się ojczyźnie, Przyjmą cię tam serca bliźnie; Zasłużyłeś się krajowi, Każdy ci tam „bracie” powie. WIERZBA. O mój gospodarzu Sadźcież mnie nad rzeką, Żeby się głos z fujareczki Rozlegał daleko. Pójdzie tędy chłopiec, Wytnie fujareczkę, Będzie śpiewał, wyśpiewywał Mazurską piosneczkę. GĘSIAREK SIEROTA. Oj! Ubogi ja gęsiarek, Na tym świecie sam! Młynarzowe gęsi pasę, Na fujarce gram. Młynarzowe gęsi pasę Po tej strudze w bród, Na fujarce gram wierzbowej, Czy mi głód, czy chłód! Hej, daleko i szeroko Płynie struga ta! Jeszcze dalej echo leci, Gdy sierota gra. Struga płynie het przez pola Świecące od ros, A do nieba, do modrego, Leci piosnki głos! Lećże głosie, leć po rosie Ty piosenko ma, Sam Pan Jezus słucha z nieba, Jak sierota gra. Sam Pan Jezus słucha z nieba, Z za tych złotych chmur, Jak się echo fujareczki Odbija o bór! Idźcież, jaśni aniołowie, Aż do rajskich bram, Zawołajcie ojca, matki Tej sieroty tam! Zawołajcie ojca, matki Pastuszka tego, Niech pocieszą, pożałują Jasieńka swego! Idzie ojciec, idzie matka, Przez niebieski próg, Tylko im to rajskie kwiecie Kłoni się do nóg. Tylko im ta rajska zorza Złote szaty tka, Tylko z oczu łzy im lecą, Jak Jasieńko gra! A ty, ojcze, a ty, matko, Błogosławcie mnie! Niechże ja też na tym świecie Nie zagubię się! Niechże ja też na tym świecie Jasną dolę mam, I wesoło gąskom moim Na fujarce gram! PIAST. Od granicy do granicy Chodzi stary Piast z Kruszwicy, Chodzi polem jednem, drugiem, Oboruje ziemię pługiem. Gdzie zaorze rolę czarną, Tam się ludzie po chleb garną; Gdzie zabrzęknie jasną kosą, Tam się pieśnie polem niosą. Jak zamarźnie w Wiśle woda, To u Piasta siwa broda, Jak się wiosna puści gajem, To zakwita broda majem. A ty Piaście, setny dziadu, Powiedz-że mi dla przykładu: Czy od chleba, czy od wody Zawsześ rześki, zawsześ młody? — Ni od chleba, ni od wody, Zawszem rześki, zawszem młody, Lecz od pracy nad tym łanem, Nad tem polem ukochanem! KUJAWIAK. Kowale, kowale, Okujcie nam koła. Jedzie tutaj od Kujawów Kompanja wesoła! Kujawy, Kujawy, Ty stara ziemico! Obsiał ciebie sam Pan Jezus Żytem i pszenicą. Nie obrodzisz jednem, To obrodzisz drugiem, Nie będzie ci ten Kujawiak Darmo chodził z pługiem! Nie obrodzi żyto, To obrodzi proso. Nie będzie ci ten Kujawiak Zimą chodził boso. Nie obrodzi proso, To obrodzi hreczka. Nakupi se w kramie wstęgów Kujawska dzieweczka. Kujawiak, Kujawak! Śliczna Kujawianka! Będziewa se tańcowali Do białego ranka! Stanęło słoneczko, Z nieba się dziwuje, Kiedy ci ten Kujawiaczek Oberka tańcuje. KURPIK. W Myszynieckiej puszczy, Tam Kurpiki siedzą, Co się dzieje w świecie całym Tego nic nie wiedzą. W Myszynieckiej puszczy Stoi dąb wyniosły, Z ojca, dziada i pradziada Kurpie tutaj wrosły. W Myszynieckiej puszczy Słychać brzęk daleki, Złotym miodem sławne płyną Kurpiowskie pasieki. W Myszynieckiej puszczy, Dzięcioł tam kołata... Jak z tej puszczy wyjdą Kurpie, Będzie koniec świata. W Myszynieckiej puszczy Wicher sosny młóci... Nie bójta się, moi ludzie, Gniazda Kurp nie rzuci! JAK SZŁA WISŁA DO MORZA. A ta śliczna Wisła Na Śląsku wytrysła, Przeleciała kawał świata Nim tu do nas przyszła. Przeleciała Śląsko, Przeleciała Kraków, Czerpało z niej magiereczką Niemało junaków! Przeleciała Kraków, Poszła pod Warszawę, Rozśpiewała swoim szumem Każde serce prawe! Z pod Warszawy poszła Pod wysokie Płocko, Zaświeciła stu gwiazdami Świętojańską nocką! A zasię z pod Płocka Pod ten Toruń stary, Z złotem żytem i pszenicą Poniosła galary. Z pod Torunia zasię Do Gdańska leciała, Otwartemi ramionami Gdańsko powitała. I wzięła w ramiona Wielu ziem przestworza, Zaszumiała pieśnią życia, Skoczyła do morza! ZAMIARY STASIA. Nieraz sobie myślę o tem, Czem ja będę jak urosnę? Czy kuć będę w kuźni młotem, Czy obrabiać piłą sosnę? Czy też może własną grzędę Orać przyjdzie sochą krzywą? Czy na tratwach flisem będę Wisłą spławiał złote żniwo? Czy zapadłszy w puszcze, w knieje, Dzielnym stanę się leśnikiem, Co to nigdy nie blednieje, Choć się spotka z wilkiem, dzikiem. Albo może będę badał, Het, na niebie księżyc złoty, Ludziom dziwy opowiadał, I tłumaczył gwiazd obroty? Może w księgach się zagrzebię Aż po uszy, aż do brody! I jak pszczoła zgubię siebie, Słodkie braciom ciągnąc miody. O to jedno proszę Boga, Niech mnie darzy szczęściem takiem: Jak badź pójdzie moja droga, Żebym nie był złym, próżniakiem! WIECZORNY PACIERZ. Zaszło już słonko Wśród złotych zórz, Klęknij, dziecinko, I rączki złóż. I pod blaskami Tych jasnych gwiazd Módl się o spokój Dla naszych gniazd. Módl się za kwiaty Rodzinnych pól, Za tych, co płaczą I cierpią ból... Módl się, byś urósł I nabrał sił I braciom-ludziom Byś miły był! Módl się, by dom ten Wziął Bóg pod straż I za mateńką Mów: „Ojcze nasz...” TĘCZOWY DUSZEK. Kiedy czytam w mym ogródku, Kiedy szemrzą trawy, drzewa, Wtedy słyszę — pocichutku Coś w gęstwinie wonnej śpiewa.. Coś-ci śpiewa, coś-ci gada, Brzęczy niby złota pszczoła, Różne dziwy opowiada, A kto taki — nie wiem zgoła! Czasem myślę, że to róża, Co na krzaku się rozwija I oczęta do mnie zmruża... Czasem myślę — że lilija... Albo może żuczki złote, Może muszki i motyle, Brzęczą w uszko, tak, na psotę, Gdy zadumam się na chwilę. I raz tylko mi się zdało, Że wskroś młodych listków sieci Widzę postać „duszka” białą, Jak na skrzydłach ku mnie leci... Jasność słońca, dźwięk piosenki, Zapach kwiatów, listków szmery W tęczę tkały mu sukienki I skrzydełek jego cztery... Jak motylek na krzewinie, Tak nad głową moją siedział... Myślę, że te wszystkie owe Dziwy — on mi opowiedział. O tej pięknej wielkiej ziemi, O tych morzach, o tych górach, O tych orłach, co nad niemi Do gniazd swoich lecą w chmurach. O tej czystej serc pogodzie, Której żaden mruk nie zaćmi, O miłości i o zgodzie, I o pracy z ludźmi braćmi. JAŁMUŻNA MYŚLI. Mój Piotrusiu! Nie mam grosza, Bom i mały i ubogi. Ale siądźmy sobie razem Na tym wzgórku, koło drogi. Ja z książeczki mojej nowej Przeczytam ci powieść sławną, Sławną powieść o tych czasach, Co minęły, przeszły dawno! Pokażę ci na obrazku Takich mężów i rycerzy, Aż ci w główkę najdzie blasku, Aż serduszko ci uderzy! Opowiem ci różne rzeczy, O tych polach, o tem niebie, O tych naszych żytnich kłosach, Co tu rosną wedle ciebie. Opowiem ci o tych lasach, Co na straży, szumiąc, stoją, O tych rzekach modrych, bystrych, Co nam łąki nasze poją. Potem sobie zaśpiewamy, Aż głos pójdzie na pół mili! I będzie nam w sercu błogo, Żeśmy taki dzień przeżyli! CHRYSTUS I DZIECI. Siadł w szczerem polu Chrystus Pan, A przy nim orszak bosy: Dziateczki, co na zżęty łan Szły z miasta zbierać kłosy. Cisną się usta do nóg Mu Drobniuchnej tej czeladzi, A Chrystus spuścił jasną dłoń, I główki dziatwy gładzi. — Rośnijcie — rzecze — ojcom swym I matkom na pociechę... I jako słońce chaty swej, Wyzłoćcie niską strzechę! — A co pogładzi jasny włos, To gwiazdy mu dokoła Sypią się, nakształt złotych ros, Na pochylone czoła. Lecz wpośród dzieci była tam Sierotka jedna mała, I słysząc to, co Chrystus rzekł, W te słowa się ozwała: — A ja nie będę, Panie, rość, Bo na co to i komu? Ojca, ni matki nie mam już, A także nie mam domu. — Lecz Chrystus rzekł: — Zaprawdę wam Powiadam, moje dziatki: Nie jest sierotą żadne z was, Choć nie ma ojca, matki. Bo ojcem mu jest niebios Pan, A matką ziemia miła, Co go zbożami swoich pól, Jak mlekiem wykarmiła. A domem mu jest cały świat Bez granic i bez końca, Gdzie tylko sięgnie jego myśl, Jak złota strzała słońca. A polne kwiaty — te są mu Siostry i bracia mili, A przyjacielem jest mu ptak, Co na gałązce kwili... A towarzyszem jest mu zdrój, Co idzie aż do morza, A przewodnikiem w domu tym Ta jasna, młoda zorza. Dla nich wam w siły, w cnotę rość, Dla nich być chlubą trzeba, Bo każdy z was tu synem jest Tej ziemi — tego nieba! RADA. Chcecie wiedzieć, drogie dzieci, Jak najprędzej czas wam zleci? Jak bez cacek, bez igraszek Dzień przefrunie, niby ptaszek? Nie trawcie go, jak próżniaki, Pospuszczawszy w nudach noski, Lecz pomóżcie starszym w pracy, Ale żyjcie życiem wioski. Patrzaj tylko, mój Tadzieńku, Jak Roch idzie pomaleńku, Jak za sobą wlecze nogi, Jak go męczy kaszel srogi, Jak to dyszy, jak to stęka, Jak to z dzbankiem drży mu ręka, Choć w nim tylko trochę wody Niesie sobie dla ochłody. Dalej, raźno skocz, kochanie, Nic ci złego się nie stanie! Pomóż dźwigać dzban starcowi, A on ci „Bóg zapłać” powie. Widzisz, Hańdziu, Małgorzatę, Jak to w kaftan wszywa łatę, Jak nie trafia nić do uszka... Niedowidzi już staruszka. Nawlecz igłę starowinie! Siwą głową tobie skinie: I wyszepcze cicho, cienko: — O, Bóg zapłać ci, panienko! — W czem kto może, niech posłuży: Mały — w małem; w dużem — duży; A za pomoc dla współbraci Bóg wam cichym snem zapłaci. U OKIENKA. Z mojego okienka — to istny dziw! Co rok więcej widzę i pól i niw... Dziś nowa krzewina, a jutro kwiat, Rozszerza się co dnia ten Boży świat! Pamiętam, że dawniej u tamtych wzgórz, Ta ziemia dla mnie kończyła się już; Dziś wiem, że za niemi jest śliczna błoń, Dziś czuję z oddali jej kwiatów woń. Przed rokiem, przed dwoma, za dawnych lat, Jak obcą mi była każdziutka z tych chat! A dzisiaj, jak gdyby zbliżyły się, I znam je, i kocham, i one mnie. Przed rokiem myślałam, że gwiazdy te Nade mną jedynie tak palą się... Dziś wiem, że ich blaski spływają w dół, Na miljon wzniesionych i zgiętych czół. Z mojego okienka — to istny dziw! Ten mały strumyczek wygląda, jak żyw. I szepce, i śpiewa do uszka mi Cichutką piosenkę, co słodko brzmi. I oczy i myśli gdzieś lecą w dal, Za blaskiem, za wonią, za szumem tych fal. I dusza się we mnie roztula, jak kwiat... Z małego okienka chce objąć ten świat! — Powiem ci, dziecino, jak zrobić to! By objąć świat cały i posiąść go, Nie trzeba dalekich odprawiać ci dróg, Lecz kochać swój zakąt i chaty swej próg! STOPNIE POZNANIA. Choćbyś poznał ziemię całą, Miljon gwiazd jeszcze zostało! Choćbyś gwiazdy znał na niebie, Jeszcze musisz znać... sam siebie. A czy wiesz ty, miłe dziecię, Co tu cudów jest na świecie? Ile to się gwiazd w oddali Na wieczornem niebie pali?... Widzisz, jak ta mleczna droga, Rozciągniona ręką Boga, Wskroś się winie przez błękity, Jako srebrem pas wyszyty? A czy wiesz, że ziemia cała To też gwiazdka, tylko mała, Taka sama, jak ta złota, Co w okienko twe migota... Że wśród owych gwiazd tysiąca Są ogromne, jako słońca, Że ich blask ku ziemi leci Przez niezmiernych ciąg stuleci?... Dziw cię bierze, drogie dziecię, Po lazurach wzrok twój lata... Tych gwiazd miljon, to jest przecie Tylko cząstka cudów świata. Tylko cząstka to jest dzieła, Które Boża myśl poczęła, Tylko cząstka jej Wszechmocy Świeci z gwiazd wśród cichej nocy! Podnieś ku nim jasne oko, Podnieś serce twe wysoko, Rozbudź myśl, co jeszcze drzemie, Ucz się patrzeć — ponad ziemię!... Choć na jedną chwilkę we dnie, Porzuć czucia swe powszednie, I wiedz, że to twoja droga: Iść wśród gwiazd tych — aż do Boga! WSTAŃ O DZIECIĘ... Wstań o dziecię! idź na pole, Gdzie pot ludu wsiąka w rolę, Gdzie pod jasnem naszem niebem Kłosy brzęczą żytnim chlebem, Jak struny szklane; Idź i słuchaj, a w tym szumie Może serce twe zrozumie, Jakie to tam rosy świecą, Jak masz uczcić dolę kmiecą I zgrzebną sukmanę! II. Ucz się, drogie dziecię moje, Nosić wcześnie twarde zbroje, Jak dawni rycerze! Nie z żelaza, nie ze stali, Te, co ludzie wykowali Hełmy i pancerze, Ale jasną, ale dzielną Zbroję ducha nieśmiertelną, Co się strzał nie boi. Ale taką tarczę złotą, Co się zowie wolą, cnotą, A za oręż stoi. Kiedy widzisz skrę, co pryska Z nakowadła i ogniska, Gdy dłoń widzisz z kielnią, z młotem, Jak nad głową śmiga hardo, Gdy na twarzy zlanej potem Odgadujesz dolę twardą, Uchyl czoła, synu miły, Przed tym, co się krwawo znoi: Lud i praca to są siły, A świat cały niemi stoi! Szanuj, drogie dziecię moje, W małem ziarnku — przyszłe plony, W małej kropli — przyszłe zdroje, W szelągu — miljony, W każdej myśli — zaród czynu, Życie — w chwilce, co ucieka, A sam w sobie — szanuj, synu, Przyszłego człowieka. O CO SIĘ MODLIĆ. A czy wiesz, dziecino miła, O co ci się modlić trzeba? Ot, by ziemia ta rodziła Dużo zboża, dużo chleba. O te pszenne, żytnie kłosy, O len miękki, o len siwy, O wieczorne srebrne rosy Dla tej łąki, dla tej niwy. O te jabłka na jabłoni, Co ocienia sady nasze, O tę cichość porankową, W której dzwonią piosnki ptaszę. O jaskółek pełną strzechę, O skowronka na tym łanie, Tym, co placzą[4] — o pociechę, Tym, co cierpią — o wytrwanie. Dla tych ramion, co się trudzą, Ty się, dziecię, módl o siłę, Dla rzuconych w stronę cudzą, O swój krzyżyk i mogiłę. O to jasne słonko Boże, Co je chmury skryły w niebie, A na samym już ostatku Módl się za mnie i za siebie. PACIERZ DZIECI. Gdy się modlą drobne dzieci, Jasno robi się na ziemi, Słonko cudnie wtedy świeci Nad polami, nad naszemi. Gaje biorą zieleń młodą, Roztula róża swe pąki, A poranną się pogodą Śmieją zboża, śmieją łąki. Gdy się modlą drobne dzieci, Milkną echa burz i gromu; Białem skrzydłem spokój leci Na miłego strzechę domu. Z traw zroszonych łza obsycha, Brzmią piosenki skowronkowe, Cała wioska stoi cicha, Skryta w wierzby przez połowę. Gdy się modlą dzieci małe, To na starym gdzieś kurhanie Wyrastają lilje białe I anielskie słychać granie. To się krzyże po rozłogach Odziewają w blaski zorzy, To po miedzach i po drogach Chodzi smętny Anioł Boży. I niejedna pustka głucha W sercu ludzkiem się zakwieci... I sam Bóg tej ziemi słucha, Gdy się modlą małe dzieci.
Z półmetka Uprzejmie donoszę, iż nie przejedliśmy się, nie nadużyliśmy też niczego innego. Bardzo grzecznie i miło spędziliśmy pierwszy dzień Świąt. Nawet Staś i Seba poskramiali swoje temperamenty. W efekcie czuję się zrelaksowana, lekka i z bycia obsługiwaną nic nie wyszło, bo... Ojej, no, nie umiem! Może mniej brałam udział w usuwaniu tego, co na stole, ale we wnoszeniu i przygotowywaniu owszem. Jednak cała załoga współpracowała, więc nie sposób było się szesnastej potomstwo się rozjechało do drugich rodziców i można się było oddać lenistwu przy książce. Jutro kawka u teściów Asi, a po obiedzie w pielesze...A jak Wasze świętowanie? Już w pełni świątecznie Jakiś Wielkanocny chochlik działa. Opublikował mi połowę wpisu...***Warto się było wczoraj więcej napracować, by dziś zakończyć działalność gastronomiczną tuż po piętnastej. Małż dzielnie wysprzątał, co tam jeszcze było do wysprzątania i mogliśmy się oddać relaksowi przed jutrzejszym słodkim rozgardiaszem jak to u nas, z racji rzadkich spotkań wszystkich członków rodziny, skumulowane. Oprócz tej najważniejszej, wynikającej z kalendarza, mamy zaległe urodziny Pierworodnego i lekki falstart w postaci moich imienin. Jakby się uprzeć, to jeszcze i przypadające za tydzień 87-me urodziny Mamidła dałoby się obejść. Ale nie uchodzi upychać dostojnej jubilatki między pomniejsze uroczystości...***Kochani!Od kiedy zaczęłam prowadzić ,,rozdwojone''życie, a przez to rozluźniły się mocno moje relacje towarzyskie w realu, to Wy staliście mi się najbliżsi. Nie wiecie, ile znaczy dla mnie ten codzienny kontakt z Wami, choć w przeważającej większości nie znamy się naocznie. Doradzacie, pocieszacie, a gdy trzeba, potraficie mnie z lekka opiórkować i postawić do za wszystko, co dotychczas i mając nadzieję na nieustający ciąg dalszy, życzę Wam nie tylko na Święta, ale i na co dzień spotykania na swoich ścieżkach samych dobrych ludzi, wielu radosnych zdarzeń, żelaznego zdrowia i... po prostu szczęścia! Tak mi się marzy... ...żeby w Niedzielę Wielkanocną zasiąść na kanapie i czekać, aż zostanę obsłużoną! Bo się czuję ,,orobiona'', jak mówią w okolicach Andrychowa. A jeszcze jutro sporo pracy czeka...Sama nad sobą się lituję, że znikąd pomocy. No, ale dlaczego niby dziecka miałyby walić drzwiami i oknami, by dywany wytrzepać, szyby myć, firany prać itp., skoro osobiście sobie nie przypominam, bym za młodu się wyrywała do roboty w ,,kwaterze głównej''. Przecież Mamidło doskonale sobie radziło samo, jeszcze po siedemdziesiątce! Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało...Źródłem mojego zmęczenia są nie tyle przygotowania świąteczne, ile fakt, że od niedzieli ubiegłej miotam się bezsennie w łóżku średnio do piątej rano. I za Chiny nie wiem dlaczego. Nigdy nie miałam kłopotów z zaśnięciem. Poza takimi przypadkami jak egzamin dnia następnego czy jakaś niemiła sprawa w przysłowiowe barany, przepowiadam sobie w myśli zapamiętane wierszyki i piosenki i NIC! Dopiero kiedy Małż wstaje do pracy, udaje mi się zasnąć, ale ten sen też ,,szarpany'' z rozbita, nogi mi się plączą, o ściany się obijam. Paskudztwo! Może to przesilenie wiosenne?... Oby!A co do tego marzenia o nieróbstwie wielkanocnym. Choćby i dziatwa rzeczywiście chciała samodzielnie wszystko podać i przygotować, to przecież nie wytrzymam! I tak mnie siła jakaś zagna do kuchni, by sprawdzić, czy aby po mojemu czynią... Bo czy to smarkateria wie, jak wędlinki na półmisku ułożyć,? Daty i mazurki Poza przygotowaniami do Świąt miałam dziś do załatwienia dwie sprawy w mieście. Odbiór maminej legitymacji niepełnosprawnej i, w innym miejscu oczywiście, znaczków za IV kwartał ubiegłego trolejbusem do MOPS-u. W pojeździe plakat informujący o meczu Areczki z kimś tam w dniu 28 marca. A ponieważ wczoraj widzieliśmy, że stadion oświetlony, ubzdurałam sobie, że 28. było w środę, a więc dziś 29-ty. Toteż gdy na poczcie głównej zobaczyłam karteczkę z napisem: ,,29 marca okienko filatelistyczne nieczynne, przepraszamy'', zrobiłam w tył zwrot! I podśpiewując znany skądinąd wersecik ,,tak dobrze szło, tak dobrze szło, a potem było Waterloo'', wróciłam do drodze, tuż przed domem, zaliczyłam jeszcze sklep pani Marzenki, jak co dzień. Ruchu zero, więc pogadałyśmy sobie chwilkę. I gadałybyśmy dłużej, ale przyszedł spragniony pan po piwo, więc wyszłam. I dzięki Bogu, a raczej może dzięki spragnionemu!Wchodzę do mieszkania i co widzę? Mamidło stoi w ,,naszym'' pokoju przy barku i właśnie pracowicie zdziera banderolę z butelki likieru cafe latte! No tak! Śpiesząc się rano zapomniałam schować kluczyk!Pierwsza myśl moja w tym momencie: w barku stoi kilka napoczętych butelek z moimi nalewkami. Ta jedna była ,,sklepowa'', nienapoczęta. I pytanie: czy Mamidło zdążyło popróbować tych niepełnych, a uznawszy, że niedobre, rzuciło się na pełną?Obserwowałam ją potem chwilę, ale nie zauważyłam oznak spożycia... Ot, kolejny przyczynek, by zamek w drzwi wstawić!Nałożyłam mamie na głowę farbę pt. kasztan i poleciałam do kuchni w celu sporządzenia mazurka. JEDNEGO! Od lat bowiem, poza tradycyjnym, próbowałam jakiś eksperyment poczynić, ale zwykle bez zachwytu coś mnie podkusiło i tym razem. Bo porcja ciasta wyszła jak zawsze, a chciałam, by tym razem podkład był cieńszy niż zwykle. No, ale przecież nie wyrzucę reszty tak pracowicie gniecionej!Akurat przypadkiem znalazłam słoik musu morelowego. Trochę rzadki był, ale rzuciłam na patelnię i odparowałam. Aha, tu zaznaczam, że w moim pojęciu mazurek to dwie warstwy kruchego ciasta, przełożone kwaskowym dżemem, a na wierzchu bakalie i polewa. Zazwyczaj skoro eksperyment, zachciało mi się innego wierzchu. Czegoś na kształt karmelu. Krótka konsultacja z moją nieocenioną Madzią i dostałam przepis. Trzy łyżki masła, 3 miodu plus siekane włoskie orzechy. Akurat wszystkie składniki teraz aż mi żal, że ten klasyczny w sporej blaszce, a nowy zaledwie w najmniejszym korytku. Bo tym razem to nie jest niewypał. Na sto procent!!! Nocy poprzedniej, mimo kataru zalewającego oczęta, chciałam zadanie domowe odrobić. A tu mi klawiatura zameldowała, że głodna! Baterie Małż gdzieś w tajnym schowku trzyma, nie miałam sumienia po północy budzić człowieka pracy śniadaniu do apteki. Acatar, syrop jakiś z bzu czarnego (polecany przez koleżanki Małża z pracy), neo-angin na gardło. I zdecydowana poprawa! Nawet się wieczorem udaliśmy na mały recitalik Asi, też zresztą dość było i bezwietrznie, więc machnęłam migiem pozostałe gdyńskie okna. Poza łazienkowym, bo tam dostęp tylko dla akrobatów, a ja nie cyrkówka... Może nie tak w stu procentach ,,błysk ciupagi'', ale zmiana widoczna. I nosem przez mniej zakatarzonych wyczuwalna, bo Małż zaraz po wejściu z roboty spytał: - A co tu tak jedzie octem?***W tatowym ogródku śnieg częściowo stopniał do zera i pojawiły się krokusy z całkiem już solidnymi pąkami. Jeśli znów nie dosypie, zakwitną do niedzieli. Byłby miły wiosenny akcencik... Pierwiosnków parę też może, bo już kwiatki jak grosik. Jeszcze nieśmiałe, niewybarwione do końca.***Rozwiązałam nurtującą mnie od jakiegoś czasu zagadkę: dlaczego woda gazowana zamienia mi się w niegazowaną, której nie znoszę? Małż twierdził, że słabo zakręcam, więc ostatnio już naprawdę na siłą dokręcałam po przelaniu porcyjki do szklanki. I zero efektu! Ani po powrocie z koncertu zastałam Mamidło w ,,naszym'' pokoju. Zaglądam dyskretnie i co widzę? Stoi przy stole i popija ,,z gwinta'' MOJĄ wodę! Podczas gdy jej, niegazowana, stoi zawsze w kuchni. I aktualnie jest ledwo napoczęta. No cóż, widać cudze lepiej smakuje!Czeka mnie wymyślenie kolejnego schowka antymamidłowego... Zaczynam się już powoli gubić w tym, gdzie co Łyżki podobne do ,,gościowych'' znów były przeniesione z kuchni do pokojowego kredensu. Tym razem w towarzystwie łyżeczek. Czy ja nie jestem zbyt dojrzała, by wciąż się bawić w ,,ciepło-zimno''? Wielki Tydzień z katarem w tle Wszystko wskazuje na to, że Wielki Tydzień spędzę jako osoba bardzo pociągająca. Nosem, oczywiście! To chyba kara boska za mycie okna w Palmową Niedzielę...Że tam z nosa kapie, to nic. Ale łzy płynące non stop to już zgroza! Ani poczytać, ani do krzyżówki zerknąć. W środę chcieliśmy wyskoczyć jeszcze na koncercik, ale w takim stanie? Bo i Małż współzakatarzony. Iść i w chustki trąbić, artystów zagłuszając, nie bardzo uchodzi!Na zapowiedziane plotki do Hali też nie poszłam, by nie zawlec mimowolnie ciurkającej zarazy całej rodzinie. Za to piekarnik i wannę wyszorowałam, o! Też pożytek. Może i większy niż babskie pogaduszki, ale mniej przyjemny.***Dojrzałam do przewietrzenia linkowni. W ramach wiosennych porządków. Chyba nie ma co dłużej czekać, aż zreaktywują się ci, którzy milczą od roku czy dłużej. Żal, owszem, ale trudno! Postąpię trochę tak jak z garderobą. Co nienoszone od dawna, usuwam. To nie znaczy, oczywiście, że traktuję ludzi jak szmaty!***Grafik muszę sporządzić prac przedświątecznych. Niestety, przed Wielkanocą niewiele można przygotować z wyprzedzeniem. Więc maraton wielkosobotni kuchenny się szykuje... W czwartek mogę upiec mazurek, w piątek pasztet i przygotowanie święconki. W sobotę żurek, galaretka z indorka, jakaś sałatka. Niby niedużo, ale troszkę czasożernie...Najważniejsze to pamiętać, co kiedy odmrozić! Ptaszyska... ... dały mi dziś do wiwatu! Aż pożałowałam, iż pukawki jakiejś nie posiadam. Tylko nie wiem, czy do gołębi bym strzelała, czy do karmiących je babć-sąsiadek?Nie kojarzyłam jakoś faktu, że moim poczynaniom w kuchni gdyńskiej zawsze towarzyszy obecność pierzastych na parapecie, ze skutkami tegoż. A ,,skutków'' narosło! Ze 2 centymetry guana. Gdy otworzyłam okno celem umycia i ujrzałam ptasi urobek, zamarłam ze zgrozy...Ze czterdzieści minut z tym walczyłam przy pomocy wszelkich dostępnych środków. Bez całkowitego sukcesu zresztą... A po drodze takie pomysły mnie nawiedzały, że strach się przyznać. Posypanie parapetu tłuczonym szkłem to była wersja najbardziej soft!Nie mam specjalnego sentymentu do ptaków. Ale gołębie zawsze lubiłam. Do dziś... Zew Prawie w każdą sobotę, po przywiezieniu Mamy z zajęć w Stowarzyszeniu, jedziemy na gdyńską halę. Po zakupy mięs dzisiejszej wyprawie poczułam ducha Wielkanocnego! Ludzi multum, tylko w rybach zastój! Nie dziwota, wszak to nie karpiowe święta... Więc na zupełnym bezludziu pstrąga na Wielki Piątek nabyłam, mogąc wybierać i przebierać wśród kilkunastu to przy mięsiwach tłumy się kłębiły. Wiadomo, wszak Wielkanoc mięsem i kiełbachami stoi! Zamrażarkę wypchałam po brzegi! Choć w porównaniu z innymi klientami, moje zakupy były bardzo mikre. Trochę drobiu na galaretkę, obowiązkowa biała kiełbaska na niedzielny obiad, wkład do żurku w postaci swojskiej i wędzonego żebra, troszkę szynki. I ,,zewnętrznej'' stronie hali bazie, bukszpan, stroiki, brzozowe gałązki, palmy, nawet bratki. Te ostatnie, wobec zdecydowanie zimowej aury, nie znajdowały jeszcze nabywców. Może za dwa tygodnie? Rok temu na koniec marca miałam już obsadzone brateczkami skrzynki i w Gdyni, i w pieleszach. Tym razem trzeba troszkę poczekać...Tak czy siak w halnym rozgardiaszu czuło się wyraźnie, że nadchodzi i Wielkanoc, i wiosna! Choć zimno było okrutnie z powodu wiatru północnego. Nie da się ukryć, że przemarzłam... I telepało mną do wieczora! Na szczęście ucho odpuściło...Pod wieczór wpadła Asia, ustaliłyśmy wstępnie przydział zadań. Dziecko popełni schab ze śliwką, tradycyjną babę wielkanocną i ze dwa mazurki eksperymentalne. Specjalnością Starszych jest od niedawna rewelacyjny tort bezowy ,,made in Hania''. Chyba będzie?... Reszta jest milczeniem, czyli obowiązkiem Zgagi! Dam radę...Zaczynam się cieszyć na spotkanie ogólnofamilijne! W dodatku w Lany Poniedziałek wypadają mi tym razem imieniny!***Tym razem już po niedzielnym obiedzie ruszamy w pielesze. Spodziewamy się hardcoru w kwestii temperatury, ale nic to! Byle w domu... Pajęczyny przyjdzie zlikwidować. Okien nie będę myć! Gdyńskie zaliczę, wystarczy... Osobiste wypucuję, gdy już naprawdę wiosennie będzie! Piątkowe bajdurzenie No, to tak: od miesiąca zbieram pracowicie łupiny od cebuli, ale i bombek jeszcze do pawlacza nie schowałam. Zobaczymy, co się bardziej przyda!O te łupiny drżę nieustannie. Co z domu wyjdę, to po powrocie sprawdzam, czy aby Mamidło w ramach rewizji nie znalazło i nie wyrzuciło, bo to przecie ,,śmieci''. Na szczęście chyba bardziej Mamę ciekawi ,,nasz'' pokój niż lat zaczynam przygotowania do Wielkanocy właśnie od tego zbierania. Bo nie wyobrażam sobie innych pisanek niż te w różnych odcieniach brązu z wyskrobanymi wzorkami. I na koniec natarte oliwą, by się pięknie świeciły...Na zakończenie ostatnich przed Świętami ćwiczeń Tereska nakazała nam dużo jeść, pić wino i dodała: ,,już ja wam potem dam wycisk''. Mam nadzieję, że na te dwa dni cała rodzinka diet się wyrzeknie, w przeciwnym wypadku bowiem nie mam koncepcji na menu. Nie potrafię zrobić białej kiełbasy z soi lub tofu, ani pasztetu z selera... W razie czego niech się wcześniej zdeklarują i sobie sami przyniosą jakieś ,,przysmaki''!Pierworodny kończy dziś 32 lata. Nie do wiary wprost! Wtedy też było raczej zimowo, ale w minutę po ukazaniu się na świecie Szymona znienacka rozległ się grom z jasnego nieba. Pierwszy wiosenny... Pani położna stwierdziła: - No, no, nie byle kto się urodził!Coś mnie gnębi po prawej stronie i to mi się stanowczo nie podoba. Odezwała się stara kontuzja kostki, a od popołudnia mocno boli pod prawym uchem. Przez chwilę miałam wizję bardzo późnej świnki... Ale, póki co, nie mam szyi jak dres. I oby tak zostało!Trafiło mi się dziś w autobusie usiąść (tak ,,półgębkiem'') obok pana w rozmiarze co najmniej 6 XL. Przez te kilka przystanków pan konsumował systematycznie ogromne pęto kiełbasy. Z trwogą czekałam, aż na deser pochłonie miętowy opłatek. A wtedy... Kto oglądał ,,Sens życia według Monty Pythona'', ten zrozumie... Zaczytywując się... Sprawdziłam! Obywatel płci męskiej rosyjskiej dożywa zaledwie 60-tki. Ale już obywatelka dociąga do siedemdziesięciu trzech! Więc 13 lat wcześniej jeszcze nie taka zgrzybiała...***Na ten tydzień lektur 6 plus 3! 4 kryminały oraz 3 romansidła i dwie pozycje pośrednie. Po kopnym śniegu dziś marsz do obu bibliotek. Jak po plaży, znaczy się ciężko! W obuwiu bardzozimowym... Grzęznąc co i raz. Ale ,,obowiązek obowiązkiem jest''... Czwartki są przypisane do książnic i już!***Lekturę czas zacząć! By wyrobić się do Wielkiego Czwartku... Z powodu aury jakoś do mnie Wielkanoc nie dociera... Rozmyślania Nie mam natury filozoficznej, przeto nigdy się dotąd nie zastanawiałam np. nad sensem życia. Chyba, że nad tym z filmu Monty Pythona... Niemniej czasem mnie coś zaciekawi na tyle, że odpowiedzi postanawiam żebym zaraz miała jakieś dzieła naukowe studiować. Ale tak w ramach programu minimum choćby do wszechwiedzącego profesora Googla się odwołać. I kilka linków napotkanych przeczytać wieczorową porą. Wiedza to powierzchowna i przy tym ulotna, bo wiadomo, że już i pamięć nie zainteresowała mnie np. średnia długość życia obywateli ex ,,bratniego kraju''. Zaczęło się od tego, że znajomy podczas lektury ,,Zbrodni i kary'' natknął się na epitet ,,sześćdziesięcioletni starzec''. Sam posiadał w tym momencie już nieco więcej wiosenek, czuł się całkiem żwawo i nagle... Prawie depresja! Niemalże zaczął przygotowania do opuszczenia ziemskiego padołu. Żadne słowa pocieszenia w stylu ,,no, co ty, jesteś sprawny, duchem młody, wysportowany, uprawiasz biegi, pływasz nawet w zimie w jeziorze, chodzisz po górach wysokich'' itp. nie odnosiły skutku pozytywnego. Zasklepił się na czas dłuższy w swej domniemanej ,,starości''. Na szczęście już po wszystkim!Tymczasem w kilku ostatnio czytanych rosyjskich kryminałkach współczesnych kilka razy natknęłam się na podobne określenia. Na przykład takie coś: ,,była to ZGRZYBIAŁA sześćdziesięcioletnia STARUCHA''! Matko kochana! Natychmiast poczułam, że ,,grzybieję''... Z minuty na minutę. Co prawda jeszcze rok i dwa miesiące, ale TO się przecież nie dzieje z dnia na dzień. To jest proces!!!Przyjrzałam się badawczo Małżowi. Wszak o cztery lata starszy. Czyli już procesy mykologiczne powinny wystąpić w pełni. No, owszem, łeb siwy, broda takoż. Coś jakby pieczarka, purchawka albo kania. Ale ani kapelusza, ani blaszek nie dostrzegłam... Skórka też nie oślizgła, jak u maślaka. I nie pomarszczony jak smardz. Nóżka przy tym jeszcze całkiem krzepka! Ale, jak tak dogłębniej poanalizować, to czasem bywa bezwstydny jak sromotnik...I wtedy żywcem mi przypomina... twardzioszka czosnaczka!Więc w końcu zgrzybiały czy nie? No, widzicie? Paranoja dygresyjna dała znów znać o sobie. Przecież miałam poznać statystyczną długość życia obywateli Rosji. A gdzie mnie zawiodło?! Na manowce, jak zawsze! Nie było mi dane zostać naukowcem... Może i dobrze?Ale tak na wszelki wypadek sprawdzę przy nocnych ablucjach, czy mi się gdzieś grzybnia nie wdaje... Pasztet i ,,panna zielona'' Na prośbę Batumi powtarzam recepturę odziedziczoną po wersję ,,maksi'', bo innej nigdy nie robię. Można sobie przeliczyć na mniejszą więc: mięsa powinno być ze 2-3 rodzaje. Ja najczęściej kupuję kilo gulaszu wieprzowego, kilo drobiu (np. udziec indyczy), kilo gulaszowego wołu. Plus circa 60-70 deko wątroby i z pół kilo boczku wędzonego (oprócz boczku) przyprawiam solą, pieprzem i papryką słodką, obsmażam krótko na patelni, potem do dużego gara, podlewam wodą i duszę wszystko do miękkości. Można wstawić do piekarnika, ale to prądożerne. Do gara dorzucam z pół kilograma pieczarek, garść suszonych grzybów i ze 4 spore posiekane już wszystko się udusi, wystawiam maszynkę i przystępuję do mielenia. Sos powstały z duszenia dodaję też, gdy jest go bardzo dużo, to połowę. Mielę także boczek, oraz 4 zwykłe bułki namoczone wcześniej na kwadransik w wodzie z mlekiem (pół na pół).Na koniec do wielkiej michy dorzucam 4 całe jajka i sporą garść majeranku. Ewentualnie można jeszcze całość nieco dosolić. Potem ,,tymi ręcami'' dość długo mieszam wszystko, żeby się składniki dobrze połączyły. I dzielę na 4-5 porcji, które ładuję do woreczków na mrożonki. Na ogół jedną porcję od razu piekę, bo już rodzinka przytupuje odnóżami, by spróbować. Reszta wędruje do nabierzemy ochoty na pasztecik świeży, należy kolejną porcyjkę wyjąć na 24 godziny przed pieczeniem, by się w całości odmroziła. Potem tylko jeszcze raz wymieszać łapkami i do piekarnika. Na 180 stopni, 45-50 moja Sister, zawołana wegetarianka, nie potrafi się oprzeć dwa razy do roku! I ,,grzeszy'' kawałeczkiem...***O przyjdzie WIOSNA! Trudno w to uwierzyć, popatrując za okno, bo tam dziś zasypało świat na biało bardzo intensywnie... Niemniej to już tuż-tuż! Nabzdyczeni Z czego się to bierze, że jesteśmy takim wiecznie obrażającym się społeczeństwem? Czy to statystyczne polskie ego jest tak rozbuchane, czy jesteśmy tak bardzo przewrażliwieni, a tak mało wrażliwi?Co kto na ,,forumnie'' publicznym powie, zaraz się znajdą nadąsani i naburmuszeni, gotowi do sądu podawać za byle co. Dziwić się potem, że wymiar sprawiedliwości taki nierychliwy w sprawach naprawdę ważnych, gdy pierdółkami się musi zajmować?Obraz, piosenka, reklama, skecz kabaretowy - wszystko może się okazać powodem do znalezienia się na wokandzie. Że już nie wspomnę o wypowiedziach stricte politycznych, bo tu prawdopodobieństwo obrażalności zawsze wynosi 100 dało się tę narodową skłonność przerobić na energię, można by pewnie zamknąć znaczną część elektrowni... Ale wtedy obraziliby się pozwalniani energetycy! No, oni może akurat słusznie...Znam kilka rodzin, w których występuje obrażalstwo długofalowe, np. dwie siostry rodzone nie rozmawiają z sobą od dziesięcioleci, bo się kiedyś o coś obraziły. O co? Już nie potrafią sobie przypomnieć, ale ,,przecież na pewno o coś ważnego''.I bądź tu teraz między młotem a kowadłem w przypadku chrzcin, ślubów itp. spędów familijnych. Prosić Zochę bez Kryśki, czy Kryśkę bez Zochy? Albo obie, ale posadzić na przeciwległych krańcach stołu i pilnować, by się nie spotkały w toalecie...Nabzdyczeni odznaczają się generalnie jedną wspólną cechą: absolutnym brakiem poczucia humoru! I tu chyba pogrzebany jest przysłowiowy mówiłam, że bez owego poczucia humoru nie byłabym w stanie przepracować 30 lat z niedużymi dziećmi. Które są nadzwyczaj szczere, do bólu. I potrafią rzucić do ,,pani'' takim tekstem, że jeśli brak dystansu do siebie, to tylko do Motławy skoczyć! Niemniej bywały panie ,,szkulne'', które się na nadmiernie szczere dzieci obrażały... I potem te niekończące się dyskusje nad ocenami z zachowania! Bo jak we wrześniu dziesięcioletni Jasio krzyknął, że pani jest ,,gupia'', to w styczniu należał mu się naganny... Oczywiście!A cały ten post poniekąd wywołany ,,straszliwym skandalem'' w związku ze skeczem Abelarda Gizy z mojego ulubionego kabaretu Limo. Kto kiedyś pokochał jak ja Monty Pythona, ten zrozumie... Pieleszowo-książkowo Dziś niemal upał, bo na wejściu w pielesze aż 11,4! A co więcej, w piecu Małż odkrył jeden żarzący się jeszcze węgielek, po trzech dobach... I woda z bojlera wciąż letnia ciekła. Po raz pierwszy od dawna cieplej było w mieszkaniu niż na klatce stację internetowo-radiową odkrywam - Złote Przeboje z lat 60-tych. Co za rozkosz dla uszu! Przed chwilą Cliff Richard, teraz Skaldowie... Ach!,,Tylko'' dwie i pół lektury sobie zaplanowałam na nadchodzące dwa dni próżniactwa słodkiego. W tym półtora mnie ,,Pamiętniki pisane szminką'' niejakiej pani Nepomuckiej. O kobicie nigdy nie słyszałam wcześniej. A płodna to niebywale niewiasta, jak można wyczytać na 30 tomik kosztował 4,99, więc nabyłam, przeczytałam i... ,,wciągło'' mnie! Niby takie czytadełko-romansidełko, ale nie do końca. Szczególnie trzeci tom pt. ,,Samotność niedoskonała'' mnie zaciekawił. Pierwsze lata powojenne ukazane tak naturalistycznie, aż się dziwię, kto zezwolił na druk w czasach stalinowskich. A autorka w odcinkach drukowała w ,,Gromadzie Rolnik Polski''. Czasów z autopsji nie znam, urodziłam się rok i ciutkę po śmierci Generalissimusa. Rodzice i Babcia szczególnie wylewni nie byli w opowieściach z tego okresu akurat. Jednak czuję podskórnie, że był to znakomity czas dla mojego Dziadka-hulaki. I ze strzępków rodzinnych anegdot wnoszę pewne duchowe pokrewieństwo z jednym z bohaterów. Negatywnych, rzecz jasna!Ciekawe, czego by jeszcze Dziadek dokazał, gdyby nie fakt, że latem 1951 roku narowisty koń kopnął go dość skutecznie w brzuch... Co opóźniło ślub Rodziców i poniekąd również moje pojawienie się na tym nie najlepszym ze światów...Może i dobrze, bo byłabym jeszcze starsza? Sobotnie bla-blanie Maszyna się zbiesiła i nie działała od 22-ej do północy! Ale się jakoś zreanimowała samoistnie...Szanse na wypad bawarski wzrosły po rozmowie z Sister. Są ze Szwagrem gotowi zaopiekować się nie tylko Mamidłem, ale i Erką. Nie krzyczę ,,hurra!'', by przedwcześnie nie zapeszyć...Dziecka małe wpadły podzielić się rozterkami w związku z planowaną zamianą mieszkania na większe. Nie wypowiadałam się, natomiast Małż owszem. Tyle rzeczy trzeba wziąć pod uwagę w ich przypadku, że to nie na moją emerycką głowę...Nadziewanego ,,wyścigowca'' dziś upiekłam! I nadzienie wyjadłam prawie sama. Małż nie chciał, Mama skubnęła ledwo. I bardzo dobrze! Rywalem największym do wnętrza kurzego był zawsze Tatko. Jeszcze wcześniej Babcia. Teraz solo się delektuję!Namówiłam dziś Osobistego do odwiedzenia sklepu pt. JULA. Nie bardzo się orientował, co to takiego. Ale za to jaki zachwyt w oczach na miejscu! Prawdziwie męski market. Kobitek jak na lekarstwo... Bo tam śrubki, klucze, machiny różniste, cuda na kiju! Nic a nic się nie znam na tym wszystkim, ale lubię sobie popatrzeć. Szczególnie na Małża, któremu ślepka się świecą bardziej, niż gdyby nagle zobaczył Marilyn Monroe w tej słynnej sukience...Niczego nie nabyliśmy, ale usłyszałam westchnienie: - Gdybyśmy teraz mieszkali u siebie, to czego ja bym tu nie kupił...Rozmarzenie męskie trwało aż do powrotu do domu! Już u progu nagle rzekł: - A ja cały czas myślałem, że mnie na jakieś ciuchy wyciągasz! - Ja?! Na ciuchy? No, co ty? Na ciuchy to ja chadzam sama, albo z Aśką! - oburzyłam się fałszywie. Bo jednak czasem... O wyższości... Taka zima za oknami, że trudno uwierzyć w Wielkanoc za dwa tygodnie...Pamiętam takie święta sprzed 36 lat, nasze ,,przedślubne''. W Gdyni było no, może nie wiosennie, ale przynajmniej bezśnieżnie. Przyszły Małż miał się zjawić w Lany Poniedziałek na obiedzie. Zadzwonił około trzynastej z dworca w rodzinnej miejscowości, oddalonej circa 70 km. - Kochanie, nie dotrę! Zaspy straszne, pociągi odwołane, szans nie ma!Jakie zaspy?! Jaki śnieg? Trudno mi było uwierzyć na słowo. A jednak...***Tak czy owak pora pomyśleć o tych świętach, których za bardzo nie lubię. Pamiętam, że i Babcia, i moi Teściowie twierdzili, że to absolutnie najważniejsze święta w roku. Ja jednak zawsze uznawałam wyższość Bożego to dlatego, że jestem sową? Więc Pasterka bardziej mi odpowiada niż Rezurekcja... A wieczerza przyjemniejsza od śniadania. Może nie bez znaczenia jest też menu? Bardziej ,,magiczne'' w grudniu. Bo to wielkanocne nie jest znów tak ,,nadzwyczajne''. Na pewno też wystrój domu odgrywa rolę tam baziom, brzózkom i zajączkom do choinki?Jeśli jeszcze aura w Wielkanoc prawdziwie wiosenna, wtedy i radość ze świąt większa. Ale gdy buro, deszczowo lub wręcz zimowo? W tym roku bardzo wczesna data, może być różnie...Oj, marudzę, wiem... Bo to jeszcze ten obowiązek wiosennych porządków! A mnie się nie chce, okropnie się nie chce. Ani okien myć, ani dywanów trzepać. Choć na pewno wypadałoby! Niby mam świadomość, że Sanepid nie przyjdzie na ,,kontrol''. Ale jak się zacznie nagłe pucowanie w całym bloku? Wychylić się tak in minus?... Przydałaby się jakaś ,,głupia Andzia''! Babcia miała takową za dobrych czasów. Zanim Dziadek wszystkiego nie przegrał przy zielonym stoliku...Andzia była ponoć robotna jak wół, ale durna ponad wszelką miarę. A bywała też złośliwa. Babcia czasem porównywała mnie lub Sister do tej ,,osobistości'' i to była zawsze bardzo poważna obelga! Kucharzenie nocą, trochę przed północą Nie lubię gotować wieczorami. W zasadzie to już od zmroku. Gdy w kuchni ciemno, nie gotuję! Na szczęście nie miałam nigdy takiego przymusu, który dotyka przecież wiele pań domu pracujących do późna. Z czasów babcinych wyniosłam takie podejście, że na noc nie ,,raczymy'' familii kuchennymi na gorąco nigdy nie dane mi było spróbować... Chyba, że poza mi się jednak przydarzyła konieczność wieczornego pichcenia, z powodu jutrzejszych dopołudniowych obowiązków. Pora obiadu święta, nie może przekroczyć piętnastej. Mama niby na zegarku się nie zna, ale jej żołądek owszem...A ja po ćwiczeniach wracam do domu na circa 40 minut, po czym pędzę do pani doktor rodzinnej na więc będę z powrotem dobrze po myślałam nad czymś minimalnie woniejącym. Stanęło na łatwiźnie w postaci barszczu ukraińskiego opartego w znacznej mierze na gotowych mrożonkach. Szybko poszło, tylko ziemniaków parę dołożyłam i dwa kurzęce udka. A że się potem na ,,Przyjaciółki'' zagapiłam, to i pięknie się wszystko pod przykrywką do miękkości uwarzyło. Zapominalstwo miewa dobre strony!***Moja poznańska Maryśka stoi na przeciwnym biegunie. Rozmawiamy sobie czasem blisko północka, a w tle słyszę jakieś łomotanie garnkami i łyżkami. - Co ty, kobito, wyprawiasz o tej porze? - pytam. - No, rosół gotuję/rybę smażę/sałatkę kończę/gołąbki zawijam, na głośnomówiący włącza i szaleje po kuchni! Ani to gadanie, ani gotowanie... Ale nie moja broszka, skoro tak starsze też ukochały nocne pitraszenie. Nie raz i nie dwa dzwonili, gdy około pierwszej w nocy dopiekał się sernik! Teraz, gdy na dietę przeszli, ciast pewno nie produkują, ale może co inszego... Wpis historyczny, po-dymny ,,Trzynastego marca roku pamiętnego wybrano Franciszka z kraju zamorskiego...''Zadymiło, zaskoczyło, a co będzie dalej?... Się okaże!***Krystyny i Bożeny świętowały. Krystyny jakoś huczniej. Bożeny w tle. A ja się leniłam rozkosznie, jak to w pieleszach. Jedną książkę skończyłam, drugą nadgryzłam. Dwa prania w tym czasie automat wykonał bez zawracania mi głowy. Psisko calutki dzień wylegiwało się na tarasie i wreszcie się mogło wyszczekać do się za wszelką cenę unikać spoglądania na domowe rośliny, żeby sobie humoru nie zepsuć. Dwa okazy bowiem przypłaciły zimę stanem niemal agonalnym. Jednego mi nawet nie żal, w prezencie dostałam, ale jakoś nie przywiązałam się. Za to storczyk marniejący zawsze mi sprawia przykrość... Dwa liście raptem bidakowi zostały. Chyba nie do remanent poczyniłam w kuchni, by sprawdzić stan pieleszowych zapasów. Spore braki odkryłam! W kawie szczególnie i jajkach. Za to w lodówce zaszłości przeterminowane... Śmietana, dwa twarożki itp. Zgubne skutki pomieszkiwania z doskoku! Przywieziemy, napoczniemy, otwarte trudno wywozić z powrotem, i tak marnotrawimy, niestety. Trzeba znaleźć na to jakiś mądry patent!Jak kania dżdżu pragnę URLOPU! Nie dwóch dni, a tygodnia. Jak najdalej stąd. Najlepiej w Bawarii! Jest parę procent szansy na realizację w czerwcu. Zobaczymy... Dyrdymałki takie baby nieco zmordowanej... 6,0 nas w pieleszach powitało chłodno! A co tam, my już ,,zwyczajni'' takich niespodzianek. A poza tym z poduszką elektryczną nic nie jest straszne! Po godzinie leżenia na niej wręcz się pociłam...Do południa ,,oj zlazła się babcia, zlazła'', że zacytuję Starszych Panów. Maraton mały rozmaitymi środkami lokomocji. Do pani doktor po papierek najpierw taksówką, potem dwa autobusy, kolejka, krótki marsz do sądu. A tam? Korytarze, schody, schody, korytarze, a gmaszysko ponure, że strach! Czekający pod różnymi drzwiami na rozprawy osobnicy z minami pogrzebowymi, ogólny nastrój grozy...Na szczęście w kwadrans się uwinęłam. I biegusiem z powrotem do Gdyni, by obiad matczysku podać o porze, do której przywykła. Zmachana już byłam, a tu się nagle okazało, że w osobistym stadium sklerozy umknął mi gdzieś fakt, że przecie i na środę i czwartek coś upitrasić trzeba. I dla nas, i dla Rodzicielki. Jakoś się udało rozmrozić szybko mielone, więc poszłam na łatwiznę i wyprodukowałam spaghetti dla pułku wojska. Nawet nieźle ta improwizacja gdzieś u nas można dostać węgierską pastę paprykową? Zięć mi przywiózł słoiczek pod koniec lata z naukowej wyprawy do Budapesztu. Stało to bezużytecznie z miesiąc, bo nie bardzo wiedziałam, co z podarkiem czynić. Aż kiedyś odważyłam się dodać solidną łyżkę do gulaszu. Potem do leczo. I pokochałam ten dodatek! Teraz, gdy dodałam odrobinę do spaghetti, słoiczek dno ukazał... Na Węgry się chwilowo nie wybieram, a zdecydowanie pożądam nowej zaprzestałam kucharzenia w pieleszach. Albowiem albo mi składników brakuje, albo sprzętów wywiezionych na gdyńską emigrację. Tydzień temu przywiozłam wątróbkę, by na miejscu sporządzić. Nawet mi po raz pierwszy wyszła dzięki Waszym radom, ale... W domu nie miałam ani jednej cebuli, w sklepie akurat zabrakło i, jak na złość, żadna z dwóch sąsiadek też nie posiadała! A wątróbka bez cebuli? To nie do końca TO! Dobrze, że renety złote miałam, bo to podstawowy element pożywienia Małża o tej porze roku. Para buch! Machina w ruch! No wiecie Państwo!? Głowę bym dała, że coś tam wczoraj w nocy naklikałam. Fakt, że późno bardzo, bo do pierwszej z dużym hakiem telekonferowałam z Madzią, oczka już się nieco kleiły i może nacisnęłam nie ten ,,knefliczek''...***W południe ruszam do sądu złożyć wniosek o ubezwłasnowolnienie Mamy. Trudna decyzja, ale już nie ma co odwlekać. Otępienie galopuje. W razie jakiegoś zdarzenia zdrowotnego nie byłoby mowy o świadomym wyrażeniu zgody na poważniejszą medyczną osób, które spotykam w Stowarzyszeniu, ma już te procedury za sobą. A przecież Mama i tak jest najstarszą pacjentką tam uczęszczającą. Panie psycholożki wręcz się nieustannie dziwią, że tak długo się ociągam...Tak naprawdę zmobilizowałam się po uzyskaniu orzeczenia o niepełnosprawności w stopniu znacznym. Zrozumiałam, że lepiej już było i w związku z tym teraz będzie tylko gorzej.,,Impreza'' nie jest tania, bo np. koszt powołania biegłego sądowego to 550 złotych! Niezła fucha być takim ekspertem...Napociłam się mocno nad wnioskiem, do końca nie jestem pewna, czy tam wszystko jak należy zrobiłam. Czy załączyłam wystarczającą liczbę kwitów rozmaitych. Oby, po bieganie do sądu to nie jest to, co ,,tygrysy lubią najbardziej''.***Małż po trzech tygodniach wrócił na łono korporacji. Całą noc nie spał z przejęcia! I z obawy, czy jeszcze czeka na niego biureczko z komputerem. Czekało! Łącznie z długą kolejką indagujących. Bo się problemów przez 21 dni nazbierało i pytań wszelakich. Poczuł się potrzebny! Podołek. Albo Podole? Z wczorajszego doła pozostał dołeczek. Taki malutki, jak w brodzie Ani Muchy. Jeszcze się trochę ślimaczyłam do południa, ale potem były ważniejsze czekało nas wyjście do opery. Kameralnej wprawdzie, ale jednak! Więc na skrócone w czwartek włosięta trzeba było farbę jakąś maskującą to siwe nałożyć, nad przyodziewkiem się zastanowić, samocharakteryzacji się poddać wietrznej zimnicy na zewnątrz uznałam, że w kozakach chyba nie uchodzi. Więc po zaparkowaniu zzułam i nałożyłam pantofelki. I już przy trzecim kroku o mało nie padłam na jakimś ocalałym po odwilży kawałku lodu! Na szczęście Małż czuwał i ,,chwacko ułapił''.No, z artystami to ja się jako tako skomponowałam w małej błękitnej i maminych perłach na szyi. Ale z widownią niekoniecznie! Wyraźnie stara skorupka, którą nasiąknęłam za młodu, dała znać o pamiętam takie czasy, gdy znajome panie przed wyjściem do opery obowiązkowo udawały się do fryzjera i odziewały się w prawdziwe kreacje, częstokroć specjalnie na tę okazję nabywane z zaoszczędzonych zaskórniaków... A jeśli pojawiał się osobnik męski nie w garniturze, to musiał być to student z wejściówką za 5 złotych zamiast panie generalnie przyszły w spodniach, kozakach i swetrach, niektóre miały bluzki plus żakiety. Generalnie typowy zestaw ,,do pracy''. Panowie na ogół w marynarkach, ale raczej bezkrawatowo. Kilku w bluzach sportowych lub wzorzystych eleganckim mężczyzną na sali był osobnik circa dziesięcioletni! Nienagannie skrojony czarny garnitur, biała koszula wspaniale wyprasowana plus czerwony krawat w delikatne granatowe wzorki! Chyba nawet pan dyrygent małemu dżentelmenowi nie koncert przepiękny, choć uczestniczyliśmy w nim pełni napięcia. Albowiem tuż przed rozpoczęciem Asia nas poinformowała, iż z powodu schudnięcia suknia bez pleców ciągle się jej zsuwa z okolic ,,strategicznych'' i boi się sami-wiecie-czego. A fotoreporterzy na sali byli...Dziecię jako osóbka dość temperamentna, zazwyczaj łączy wokal z tzw. ruchem scenicznym. Tu musiała mocno się powściągać! Układ koncertu był taki, że po dwóch piosenkach Asia schodziła ze sceny, by ustąpić drugiej ,,gwieździe'', Wojtkowi S. Był więc czas na poprawienie garderoby. Jednak po przerwie dość długo byli na scenie obecni łącznie. Na szczęście do żadnego gorszącego epizodu nie doszło, choć przy ostatnim bisie konfekcyjne ,osuwisko'' było tuż-tuż...Muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale i wyrównuje dołki. Niczym walec, choć to bardzo nieodpowiednie porównanie. Ważne, że wyszłam w nastroju pod tytułem ,,cała jeestem w skowroonkach''... Choć włosy i sukienka mi nie śpiewały. Ani też pantofelek, czarny zresztą, nie biały ... Usprawiedliwienie Uprzejmie proszę o usprawiedliwienie mi braku ,,pracy domowej'' z powodu doła ósmomarcowego. Taki dzień się zdarza... ... no, może nie raz, ale na pewno niezbyt często!W MOPS-ie co było do załatwienia, w dwie minuty załatwiłam. Z wrażenia, że bez żadnego wystawania w kolejce, aż zostawiłam torbę eko. Nieważne!Potem do Urzędu Miasta po kartę parkingową dla wożących niepełnosprawną osobę. I znów jak z płatka! Istny dzień dobroci dla petenta...Wróciliśmy po niecałej godzinie, podczas gdy spodziewaliśmy się co najmniej dwugodzinnej absencji w domu. Umyłam Mamidłu głowę i postanowiłam przejść się jeszcze do osiedlowej biblioteki. Idąc pomyślałam, że trzeba by i z moją głową jakiś porządek zrobić. Weszłam do salonu fryzjerskiego z zamiarem zapisania się na piątek lub poniedziałek. A pani na to: - A dlaczego nie zaraz? Nikogo nie ma!No to zasiadłam i zostałam ostrzyżona ,,z marszu''. I tylko Małż się lekko niepokoił, dlaczego ja aż tak długo trzy książki wypożyczam?***Do czwartkowego ,,cudu'' obowiązkową łyżkę dziegciu dodała jedynie pogoda. Po cieplutkiej, prawdziwie wiosennej środzie nagle znów zimnisko i wiatr paskudny. A już tak miło było się ,,przesiąść'' w półbuty i lżejszą kurtkę... Remanenty Tatowy ogródek nieco ze śmieci odgruzowałam, przy okazji wbijając sobie jakąś drzazgę w środek dłoni prawej... Dziabałam igłą, nie udało się wygrzebać. Nic to, wlazło, to i wylezie! Nie dziś, to okazji serwowania pomidorówki Małżowi ujawnił się nam deficyt łyżek zupnych. Ki czort? Przecie było ich z tuzin. A tu w pojemniku na sztućce jeno dwie! Rewizja w kuchni nic nie dała. Podumałam, pokombinowałam i idę do ,,paradnego'' kredensu w maminym pokoju, gdzie ,,gościowe'' naczynia spoczywają. Znalazłam!Na codzienny użytek od lat w Gdyni stosowano bardzo zgrzebne (by nie rzec - ohydne!) łyżki, noże i widelce. Gdy nastaliśmy, nabyłam trochę w miarę tanich, ale nieco ładniejszych. Stare po trochu wyrzucałam do śmieci. I oto wystarczyło, byśmy na dwa dni wybyli, a czujne oko Mamidła zaklasyfikowało nowe łyżki jako ,,paradne''...Po każdym powrocie z pieleszy zastaję w kuchni ,,remanent''. Garnki pomieszane z talerzami, pokrywki znajduję w lodówce, w sztućcach totalny kogiel-mogel. Z pół godziny mi zajmuje doprowadzenie wszystkiego do stanu jako takiej małżeńska kanapa zawsze dosunięta maksymalnie do ściany, znaczy rozłożyć się nijak nie da! Mus odciągnąć! Za to poduszki ułożone precyzyjnie! Symetrycznie...W pokoju komputerowym zaciągnięte żaluzje! Ciemno, jak u Afroamerykanina w d..ie! Bez względu na pogodę...Rozjaśniamy chatę... Na sześć-siedem dni! A potem znów ciemnota!Kończę, bo mam jeszcze parę stron do przeczytania przed zwrotem lektur jutrzejszym! Po-pieleszowo Zaplanowane na dwa dni totalne nieróbstwo musiało ustąpić wobec ,,tak pięknych okoliczności przyrody''. Dlatego po południu, gdy Małż udał się na spacer, mnie wygnało do ogródka. Przez ponad godzinę usuwałam pamiątki z jesieni w postaci liści i zeschniętego listowia, którego pięć wielkich koszy wygrabiłam i wyniosłam na kompostownik, ukazały się licznie pąki tulipanów, hiacyntów, krokusów itp. Nie wszystko jednak padło ofiarą ,,krtków''... Jeszcze wyciachałam sekatorem różne zeschnięte badyle i ogródek zaczął wyglądać! Pani ,,perfekcyjna'' by się jeszcze nie zachwyciła, ale mam nadzieję, że po kolejnej przepustce osiągnę efekt, który przynajmniej mnie zadowoli!W wiosnę wkraczam, niestety, z dwoma kilogramami do przodu! Stąd i nowe dżinsy, wczoraj nabyte w ulubionym ,,domu mody'' gminnej, o rozmiar większe. Buuu... Już nie 38, a 40!A naiwnie sądziłam, że ostatnie dwa tygodnie, kiedy to obowiązków mi przybyło w związku z kontuzją Ślubnego, zaowocują lekkim spadkiem wagi. Może to jednak skutek uboczny wzmożonego czytelnictwa w pozycji horyzontalnej?...Małż po wczorajszym przeglądzie sweterków dał się bez oporów zapędzić do inspekcji w koszulach. Circa jedna trzecia okazała się zbędna z przyczyn rozmaitych i przeszła w ,,stan spoczynku''. W sumie cztery spore worki trafiły w dobre ręce... A w szafie luz!Odpoczęliśmy solidnie oboje po dwóch tygodniach gdyńskich. Po powrocie większych szkód nie odnotowaliśmy, poza tajemniczym zaginięciem jednego maminego ręcznika...A od rana znów kieracik. Najpierw krwawe badania kolejne Mamidła, potem do pani doktor rodzinnej, następnie odbiór zaświadczenia o niepełnosprawności, wizyta w straży miejskiej, by dostać zezwolenie na parkowanie kopertowe, itp., itd... W sobotę dopiero odsapniemy w Operze Leśnej na koncercie z udziałem od poniedziałku Małż stanowczo wraca do roboty... O tym i owym... ,,Detektyw Monk'' w wersji książkowej jakoś mniej mi się podoba niż serial. Niby to samo, a czegoś brak... Samą postać szalenie lubię, bo niektóre fobie pana Adriana są mi nad wyraz bliskie. Nie wszystkie, na szczęście!***Małż stanowczo zdrowieje, bowiem zaczyna tęsknić za pracą! Dziś dostał dodatkowy tydzień zwolnienia (proponowano mu 14 dni, ale odmówił stanowczo), po czym zaraz oświadczył, że mu z tego powodu głupio, bo tam wre robota, a on sobie w domu siedzi. I obawia się gromadzących się zaległości. Już widzę, jak za tydzień pomaszeruje na 13 godzin...I wyjdzie dopiero pod groźbą rozwodu!***Lustracja ogródka wykazała 3 kwitnące przebiśniegi, jakieś pojedyncze nieśmiałe fioletowe pączki na pierwiosnkach, kilkanaście mocno nabrzmiałych już pąków na różowej kalinie. Oraz całą masę cebulek wyrzuconych na wierzch spod ziemi przez bardzo pracowite tej zimy krety...***Prawie bez mojej namowy Małż zarządził rewizję w swetrach, wskutek czego pojemnik Caritasu wzbogacił się o jakieś 8 sztuk, w tym ze cztery turcjopochodne ,,zabytki'' w stylu pana Kononowicza. Jeszcze delikatnie podbechtam w kierunku przeglądu koszul...***Asię i Michała nawiedziła dziś pani chętna na zakup ich kawalerki. Przywiodła z sobą drugą panią, która chyba miała pełnić funkcję ,,antypicownika''. Dziecię mi zrelacjonowało, że pani nr 2 wydała się jej jakby znajoma. I vice versa. W efekcie okazało się, że to bliska przyjaciółka mojej Sister. Cy będzie to miało wpływ na negocjacje cenowe? Nie wiadomo...Tymczasem Sister miała dziś urodziny. A ja się czuję głupio, bo życzenia mogę złożyć dopiero jutro z Gdyni, gdyż mi w laptoku poczta nie działa... Liczę jednak na Twoją wyrozumiałość, Basiu! Wiesz, jak Cię kocham! I jak nie mogę się doczekać Twojego przyjazdu. Rodzinnie Nareszcie w domu! Przywitało nas 8,8 stopnia, ale nic to! Ważne, że u siebie w końcu, po dwóch tygodniach...Małż z piecem sobie poradził bezproblemowo. Żeberka wytrzymały...Wcześniej urodzinowe spotkanie rodzinne u Asi. Ależ jazgot był! Po jednej stronie Era z Bilbem w odwiecznym konflikcie o zabaweczki, z drugiej nadmiernie żywotny Stasinek skaczący po kanapie z towarzyszeniem gromkich okrzyków. A wszystko na 30 metrach kwadratowych. Łeb jak globus miałam...W pewnym momencie doznałam łaski odpłynięcia w niebyt. Który trwał ze 20 minut. Nic nie mówiłam, nie było mnie po prostu! W aucie padłam bez życia... Pod domem odzyskałam wolę swoje wnuczątka w większej przestrzeni. Choćby w Gdyni, a najlepiej u nich w siedzibie. Gdzie mają dość miejsca do nadaktywności...Dziecka mniejsze planuja zmianę. Kawalerka już nie wystarcza na bieżące potrzeby. I słusznie! Bo to i piesek po drodze... W razie czego dołożymy starań i środków... By i na zajęcia indywidualne ze zdolniachami Babci jeszcze przez 3 lata nie do ruszenia... ,,Pelagia...'' i kończyny Pierwsze spotkanie z Akuninem - nadzwyczajna przyjemność! ,,Pelagia i Czarny Mnich''. Trochę mi na początku przeszkadzała spora ilość słów, których znaczenia nie znam. Dotyczyły realiów związanych z prawosławnymi hierarchami, nazw przedmiotów, części garderoby itp. Jednak po słownik nie chciało mi się zasięgać, bo akcja wciągnęła od pierwszych na spokojnie przelecę jeszcze raz, tym razem pod kątem opisanych realiów właśnie. I wtedy posprawdzam te nieznane słówka. Jednak przedtem pochłonę drugą ,,Pelagię''...***Coś się dzieje z jedną łapą Ery. Od jakiegoś czasu okresowo kuleje. Dziś poszalała z Asi Bilbem, najpierw w sopockich lasach, potem jeszcze w domu, gdy dziecka na obiad przyjechały. I dość poważnie utyka. Chyba trzeba będzie do doktorka się udać. Może jakieś zwyrodnienia następują, w końcu w kwietniu stuknie psicy 9 lat. To już dość poważny wiek dla owczarka. Gdy przeliczyć psi wiek na ludzki, jesteśmy niemal równolatkami (przy czym ja jestem młodsza, oczywiście!), a i mnie ostatnio lewe kolano cosik doskwiera tuż po wstaniu z łóżka... Przyjdzie chyba artrosan nabyć, który, jak zapewnia reklama - ,,codziennie od rana wspomaga kolana''.***Wieczorem w pielesze, nareszcie! Po dwóch tygodniach. Małż zapowiada kres separacji od łoża... A mnie do widoku ogródka ciągnie, bo ciekawam, czy i na wsi żuławskiej coś zakwitło. W tatowym ogródku na razie dwa pierwiosnki oraz jeden przebiśnieg. I forsycjom pąki puchną z dnia na dzień. Mina Sporo dziś w kuchni, bo się wyrwałam z pomocą aprowizacyjną na urodziny Asi. Już wczoraj nagotowałam ,,mnóstwo za bardzo'' rosołu. W dwóch garach, bo wciąż mi brak jednego ogromniastego. Warzyw był huk, i mięska, bo w planie była galaretka drobiowa, a i dla Małża musiało coś w rosołku jarzyn dziś sałatka tradycyjna. Do tego naturlałam się mielonych, takich na jeden haps. Coś ze 40 sztuk mi wyszło. Za każdym razem przy tym niby pospolitym daniu ponosi mnie fantazja. Tym razem panierowałam w zmielonych płatkach owsianych i sezamie. A do wewnątrz poszło sporo pieczarek, cebuli i, oczywiście, węgierska pasta było tyle, że jeszcze na jutrzejszy obiad wystarczy.***Po śniadaniu udaliśmy się z Mamidłem do fotografa, bo aktualne zdjęcie potrzebne do legitymacji ,,niepełnosprawnościowej''. Mimo zachęt pana fachowca, za nic się mama nie chciała uśmiechnąć. Nie, to nie! Minę ma stanowczo ,,na sztorm''. Pokazałam pani Marzence w sklepie, a ona na to: - O rany! Taką samą minę robiła, gdy przychodziła do sklepu z pani tatą i się na niego złościła!Mogę to sobie wyobrazić... W strzelaniu fochów zawsze Mama była mistrzynią! Do dziś potrafi, po kilka razy dziennie. Widocznie tego się nie zapomina, jak jazdy na z młodych lat te sceny. W pierwszej chwili, gdy się Mama na Tatę zeźliła, on się nie przejmował specjalnie. Nawet czasem oczko do mnie lub Sister puszczał, pod tytułem: - Nie ma się co martwić, zaraz jej foch bywał długodystansowy! Po dwóch dniach Tatko tracił rezon i próbował się podlizywać, co utwierdzało Mamę w poczuciu słuszności focha i zachęcało do kontynuacji. Wyniosłe milczenie, specyficzny ,,rzut głową'', jak w filmowej wersji ,,Ani z Zielonego Wzgórza''... I tak to trwało ze cztery dni!Nie przypominam sobie, by podobne tortury stosowała Mama wobec żeńskiej części rodziny. Na nas obrażała się na króciutko, na Babcię chyba nigdy. Tylko pan domu był ,,uprzywilejowany''... Żyję,żyję Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur... Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur... Jako że pandemii mniej się boimy po zaszczepieniu, zaczęliśmy odrobinę podróżować. Najpierw do Magdy, jak to w maju. Potem ze Szwagrami nas... Sorry, Kochani, za tak długą nieobecność. Po prostu cierpiałam nie tylko na dolegliwości związane z chemioterapią, ale i na chroniczny wstr...
Dzisiejszy poranek jak z wierszy Puszkina czy Whittiera – biało na ziemi, biało w powietrzu, w białego nieba wali białym śniegiem. Tyle dobrze, że znów dosypało śniegu, z którego będzie woda. Niestety, nie ma wody w zdrojach ulicznych z ujęcia na Przykcu – ponoć niski poziom, jak poziom wiedzy absolwentów naszych uczelni… Odwtorkowego wieczoru do środowego poranka Katowice zostały przykryte 5-centymetrową warstwą śniegu. Atak zimy spowodował spore zamieszanie na drogach. Choć służby zajmujące się odśnieżaniem dwoiły się, a nawet troiły, ...Odwtorkowego wieczoru do środowego poranka Katowice zostały przykryte 5-centymetrową warstwą śniegu. Atak zimy spowodował spore zamieszanie na drogach. Choć służby zajmujące się odśnieżaniem dwoiły się, a nawet troiły, kierowcy nie dostrzegali efektów ich Jeździ się fatalnie. Większość ulic wygląda na nietknięte przez pługi czy piaskarki. Samochody w tak niskiej temperaturze nie są w stanie niczego rozjeździć. Dobrze, że ludzie wykazują zdrowy rozsądek i prowadzą bardzo ostrożnie. Niestety, w centralnych punktach miasta tworzą się potworne korki. Z drugiej strony mam ruch w interesie, bo sporo osób wolało zostawić własny wóz w garażu i zdać się na taryfę - mówił Wojciech Krajewski z Radia Taxi taksówkami wzmagały także odwoływane kursy tramwajów i kłopoty szkołach lekcje odbywały się zgodnie z planem, choć w niektórych klasach niemało było nieobecnych. Większość jednak docierała na późniejsze zajęcia. Zima zachwyciła natomiast Dzieci od rana czekały, kiedy pójdziemy lepić bałwana. Musieliśmy specjalnie wypożyczyć z naszej kuchni garnki, które pełnią funkcje kapelusza. Fakt, że przy takiej temperaturze śnieg się nie klei, nie ma dla dzieci znaczenia. Zawsze przecież można pojeździć na sankach - śmiała się Dorota Matera z Miejskiego Przedszkola nr 51 w Katowicach. - Około 5 cm śniegu w ciągu doby jest opadem dość obfitym, ale nie rekordowym. Bywało, że Katowice przykrywała warstwa 32-centymetrowa. Zresztą zbyt duża ilość śniegu nam nie grozi - mówi Janusz Jawor z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Katowicach. W czwartek może co najwyżej delikatnie poprószyć. Będzie 10 stopni poniżej zera. W piątek jednak temperatura wzrośnie do minus 6 stopni Celsjusza. Niestety, na niedzielę przewidywany jest silny wiatr. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Balon rośnie, że aż strach Przebrał miarę no i trach! WIOSNA. Wiersze: 1. Wieje, wieje wiatr Wieje, wieje wiatr, Pada, pada, pada deszcz x2 Błyskawica grzmot X2 A na niebie kolorowa tęcza. 2. Porządki - Co robisz, szpaczku?- pyta wiewiórka. - Wyrzucam z gniazdka trawkę i piórka. 3.Wyrzucam śmieci z zeszłego roku. Chcę mieć na wiosnę Chodniki i przystanki pod śniegiem, błoto na ulicach i… skrobanie szyb w samochodach - tak dziś wyglądał poranek w Warszawie. W ciągu jednej nocy w stolicy napadało 12 cm śniegu. Na głównych stołecznych ulicach z zimą walczyło w sumie 170 pługosolarek. (fot. Piotr Halicki/Onet) 15 Zobacz galerię Onet 1/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet Chodniki i przystanki pod śniegiem, błoto na ulicach i… skrobanie szyb w samochodach - tak dziś wyglądał poranek w Warszawie. W ciągu jednej nocy w stolicy napadało 12 cm śniegu. Na głównych stołecznych ulicach z zimą walczyło w sumie 170 pługosolarek. (fot. Piotr Halicki/Onet) 2/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet Śnieg zaczął sypać jeszcze w poniedziałek wieczorem. O godz. na stołeczne ulice wyjechały pierwsze pługosolarki. (fot. Piotr Halicki/Onet) 3/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet - Działania służb oczyszczania trwały nieprzerwanie przez całą noc. W akcji posypywania jezdni i płużenia błota pośniegowego uczestniczyło 170 pługosolarek, które przez blisko 12 godzin pracowały na tych ulicach, którymi kursują autobusy komunikacji miejskiej - mówi Onetowi Iwona Fryczyńska, rzeczniczka Zarządu Oczyszczania Miasta. (fot. Piotr Halicki/Onet) 4/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet Zgodnie z umowami podpisanymi z miastem, firmy sprzątające mają cztery godziny od ustania opadów śniegu na oczyszczenie ulic i doprowadzenie ich do pełnej przejezdności. Odśnieżanie dotyczy także terenów dla pieszych - przejść na skrzyżowaniach, dojść do stacji metra, kładek. Wykonawcy tych prac odgarniają śnieg, a następnie posypują nawierzchnie piaskiem. I te miejsca rzeczywiście szybko zostały wysprzątane. (fot. Piotr Halicki/Onet) 5/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet Gorzej było na mniejszych uliczkach i chodnikach. - Tu nawet nikt się nie pojawił z łopatą, nie mówiąc już o pługu. A ja przez to do pracy będę szła dwa razy dłużej - denerwowała się Janina Głowacka, która około godz. brnęła w śniegu idąc po chodniku wzdłuż ul. Kolejowej. (fot. Piotr Halicki/Onet) 6/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet Denerwowali się także warszawiacy chcący wejść na przejścia dla pieszych. Zanim bowiem pojawili się na pasach musieli najpierw przebrnąć przez pośniegową breję zgarniętą na chodnik przez... pługi. (fot. Piotr Halicki/Onet) 7/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet Najgorzej było jednak na chodnikach i uliczkach osiedlowych. Ich zarządcy najwidoczniej zaspali, bo ludzie brnęli w białym puchu po kostki, a kierowcy ślizgali się na rozjeżdżonym, a nie sprzątniętym śniegu. (fot. Piotr Halicki/Onet) 8/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet Skargi dotyczące nieodśnieżonych chodników i ulic najlepiej kierować do straży miejskiej. (fot. Piotr Halicki/Onet) 9/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet Dzisiaj, tylko do godz. 12, stołeczni mundurowi dostali blisko 160 takich zgłoszeń. (fot. Piotr Halicki/Onet) 10/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet - Skargi dotyczyły głównie ulic i chodników osiedlowych, główne drogi były posprzątane - mówi Onetowi Monika Niżniak, rzeczniczka straży miejskiej. (fot. Piotr Halicki/Onet) 11/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet W momencie, kiedy strażnicy dostają skargę, idą do zarządcy danego chodnika lub drogi i wydają mu polecenie uprzątnięcia śniegu. (fot. Piotr Halicki/Onet) 12/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet I przy pierwszym zgłoszeniu na tym się kończy. (fot. Piotr Halicki/Onet) 13/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet - Ale jeżeli ponownie zostajemy wezwani do tego samego miejsca, a zarządca terenu naszego polecenia nie wykonał, zostaje ukarany 100-złotowym mandatem - tłumaczy Monika Niżniak (fot. Piotr Halicki/Onet) 14/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet Zdaniem synoptyków, w ciągu dnia opadów już nie powinno być, a temperatura ma wynieść maksymalnie -1 stopni Celsjusza. (fot. Piotr Halicki/Onet) 15/15 Zasypało Warszawę. W ciągu nocy napadało 12 cm śniegu Onet Zima "zaatakowała" Warszawę z pełną mocą. W nocy spadło 12 cm śniegu. (fot. Piotr Halicki/Onet) Data utworzenia: 18 grudnia 2012 12:56 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj.Że śniegiem w końcu sypnie można się było spodziewać ,mamy wszak zimę ,ale że z jednej paczki wysypie się taka różnorodność pięknych prezentów , tego się nigdy nie spodziewałam !!! Tak więc musicie przetrwać ten post bo muszę koniecznie się pochwalić jej zawartością ... muszę bo inaczej się uduszę ( z radości) ! Paczkę dostałam od pewnej niesamowitej duszyczki ,która w ten sposób okazała sympatię dla mojej tfffurczości i informacji jakie zamieszczam na blogu . Tak po prostu , bezinteresownie ...długo jeszcze nie wyjdę z podziwu , nad takimi wyrazami sympatii !!! Dziękuję , to za mało ! A dziękować jest za co , same zresztą zobaczcie ! Z paczki wysypało się jak z rogu obfitości mnóstwo maleńkich pakuneczków ,a każdy gustownie zapakowany , ręce zaczęły mi się trząść z przejęcia i z chęci natychmiastowego rozpakowania , przy zachowaniu resztek silnej woli by nie rzucić się natychmiast do rozpakowania wszystkiego ....zrobiłam zdjęcie ... silna wola poszła precz , a ja znalazłam się w krainie czarów! I uwierzcie mi na słowo ,przy rozpakowywaniu każdej paczuszki kwiczałam z radości jak małe dziecko! Pierwsze wpadły mi do rąk kryształowe zawieszki od żyrandola i już przy nich miałam jarzeniówki zamiast oczu! Potem było jeszcze lepiej ,bo prawdopodobnie mogłabym oświetlić stadion olimpijski swoimi wybałuszonymi gałkami ocznymi ... przy opisie posłużę się fragmentami listu dołączonego do paczki ... Stara mała pieczątka z literką A służyła do oznakowania bielizny ... tak jak tasiemka z inicjałami . ( Jagodowa Anita ... dziękuję , sprytnie to wymyśliłaś ), każda szanująca gospodyni , haftowała i oznaczała swoją pościel i bieliznę. Perfumowane serduszko z pięknym inicjałem A , już roztacza swą woń w łazience. Muszelkowy uchwyt meblowy ...prawdziwy rarytas ... muszę poszukać odpowiednio godnego miejsca dla niego. Plakietka z napisem Bienvenue ( Witamy ) ...zagościła w kuchni , tego czegoś brakowało właśnie w tym miejscu. Osóbka która zrobiła mi tyle niespodzianek jest jak widać utalentowana bo girlandę zrobiła samodzielnie z kartek starego pamiętnika z lat 1847-1854 znalezionego ....na śmieciach ...a swoją drogą , jak można wyrzucać takie skarby ,jak dobrze ,że wpadł w Twoje ręce ! Coś pięknego , dbałość o detale powala ,girlanda zakończona starymi monetami , ozdobiona pięknymi literkami i pieczątkami . Stare szczypce do cukru. Plakietka ... he he he ...to chyba miało się odnieść do mojego nazwiska ! Cyferka ze starego zegara , już znalazła miejsce na witrynie . Stara książka do historii z 1927 r. , przeglądając ją ,piłam pyszną zieloną herbatkę ,którą też dostałam. Etykietki , cadeau i amour oraz płótno z nadrukiem ! A na koniec mały ,, souvenir '' ...chyba domyślacie się już skąd przybyła do mnie paczka ... mam trochę klimatu Francji w domu . Paczka dotarła w piątek a radość z prezentów nadal odczuwam ogromną i będę w tym stanie trwać jeszcze długo , długo ,..... Kochana Basiu , mam nadzieję ,że Twoje życzenia o tym byśmy kiedyś razem poszalały na BROCANTE się spełnią , to takie jedno z mych skrytych marzeń ....może... kiedyś ... wszak marzenia się spełniają !Jeszcze raz po stokroć dziękuję !!! Jak już się troszeczkę nacieszyłam podarunkami ,wróciłam do pracy nad poduszkami . W sobotę organizowany przez szkołę odbył się Bal Walentynkowy , a ja obiecałam zrobić coś na loterię fantową i tak powstały poszewki z nadrukami przeniesionymi za pomocą Nitro. Przy okazji kilka moich spostrzeżeń na temat NITRO . Końcówka tego rozpuszczalnika do farb i lakierów z firmy ANSER starczyła mi na jedną poszewkę , był już wieczór ,zakup nowego zapasu stał się niewykonalny ,poleciałam do sąsiadki pożyczyć , mała NITRO tym razem firmy OFO rozcieńczalnik do wyrobów celulozowych ogólnego stosowania , niestety przy jego zastosowaniu nadruk się rozpływał . Następnego dnia kupiłam NITRO firmy DRAGON rozcieńczalnik do wyrobów nitrocelulozowych ogólnego stosowania i ...BINGO ... PRZENOSI DOSKONALE !!! Zresztą nawet na zdjęciach widać różnicę między pierwszą ,a drugą poszewką . Doszły mnie też słuchy ,że napis się spiera . Poprzednio wykonane nadruki z marszu, tak dla pewności zabezpieczyłam Medium do tkanin , teraz sprawdziłam i rzeczywiście nadruk się spiera ,dlatego radzę zabezpieczać go Medium o którym pisałam TUTAJ , Zdjęcie z piątku ,jak widać śniegu brak , słoneczko świeci i nic nie zapowiadało katastrofy . Zaczęło sypać i niby też okoliczności przyrody przyjemne bo i temperatura na dworze nie taka straszna ...ale żeby nie było tak miło zamarzły rury z wodą , część mieszkańców wsi w tym i my , wody od wtorku nie mamy . Wyszło szydło z worka ,że człowiek rozpuszczony jak dziadowski bicz prze dobrodziejstwa cywilizacji wpada przy takich okazjach w panikę !!! Trochę mi już przeszło katastroficzne nastawienie do zaistniałego zjawiska , oswajam się z myślą ,że wody mogę nie mieć nawet miesiąc , tak ,że powiedzonko ...byle do wiosny ... jest adekwatne co do sytuacji w jakiej się znaleźliśmy . Trzymajcie kciuki by zmarzlina ziemi puściła i powrócił KOMFORT posiadania bieżącego dostępu do wody !!! Póki co organizuję się w magazynowaniu odpowiedniej ilości wody . Całe szczęście sąsiedzi ją mają ,a to dzięki przytomności i rozwadze sąsiada ,który budując dom, dopilnował by rury doprowadzające wodę były wkopane wystarczająco głęboko by nawet w największe mrozy nie zamarzały . Przy pomocy węża ogrodowego , napełniliśmy wannę ,wszystkie gary ,wiadra i wszystko co do tego celu się nadawało ... chwilami głupawka mnie ogarnia bo znalazłam nawet plus ... suche powietrze mi nie grozi , wilgotność w domu mam teraz idealną . Byle do wiosny !!! Jeszcze jedna sprawa , niestety pojawiam się sporadycznie w blogowym świecie , pomijając już niespodzianki jakie niesie nam życie , komputer odmawia współpracy i utrudnia mi kontakty wirtualne . Problemy trwają już od dawna , dołożyła jeszcze Tuśka próbując zrobić miejsce na dysku C ...no i zrobiła takie porządki ,że do ładu dojść nie mogę . Informatyk mam nadzieję w końcu znajdzie czas w przyszłym tygodniu i zlituje się nad tym złomem zwanym komputerem. W związku z tym mam też problemy z odpisywaniem na maile , których w ostatnim czasie namnożyło się nadspodziewanie bardzo dużo , wybaczcie ale nie jestem w stanie odpisać na wszystkie ! W listach często powtarzają się pytania na które odpowiedź można znaleźć na blogu , dlatego jakiś czas temu jako pierwszą na pasku bocznym umieściłam wyszukiwarkę . Wystarczy wpisać słowo kluczowe a wyświetlą się posty a nawet komentarze gdzie można będzie znaleźć więcej poszukiwanych informacji . Mam nadzieję ,że to ułatwi poszukiwania i przepraszam za ewentualne utrudnienia i proszę nie obrażajcie się na mnie jeżeli nie odpiszę , nie ogarniam po prostu !!! Ze skutymi lodem rurami w tle pozdrawiam serdecznie i do miłego!
.